BS: 1100 osób was wsparło. To jest też chyba ogromny sygnał, że ktoś chce, żebyście pojechali i wam kibicuje. Odczuwacie to też teraz w komentarzach w internecie?
Tak. Ja na przykład wysłałem 1100 maili do ludzi, którzy nas wspierali, z podziękowaniami i oni mi odpisują. Ja te maile wszystkie czytam. To zajmuje bardzo dużo czasu. Proszę też ludzi o podanie adresów, na które mam wysłać zdjęcia z podpisami. Ci ludzie przesyłają te adresy razem ze swoim przekazem. Przeważnie to są bardzo, bardzo pozytywne, ciepłe, fajne myśli. To jest wielka moc, wielka energia, która się wytworzyła wokół tego wydarzenia i tym bardziej ja mam takie podejście do całej sprawy, że rodzi się potężna odpowiedzialność. Nie tylko za własne życie, ale też za tych ludzi, którzy nas wsparli, by nie było sytuacji, że oni wsparli coś, co kończy się tragedią. Choćby z tego względu trzeba mieć potrójny ‘orient’ tam w górach.
MR: To zainteresowanie przy okazji kolejnej wyprawy będzie pewnie jeszcze większe. W tym roku informacja o was dotarła do szerszej grupy osób. Ubiegłoroczna wyprawa też już w mediach się przewijała, ale ten rok był zupełnie bez porównania. Wydaje mi się, że głównym źródłem tego zainteresowania jest to, że wy spełniacie marzenia osób, które nigdy nie będą w stanie nawet spróbować wspinać się na taką górę, a tak je to pasjonuje, że w was widzi osoby, które realizują to za nie. Ludzie potrafią się z wami tak zidentyfikować, a chyba z innymi wyprawami wcześniej tak nie było.
Faktycznie jest tak, że my wystartowaliśmy w sposób bardzo spontaniczny i dotarliśmy do ludzi chyba przez to, że działaliśmy tak niehermetycznie. Do tej pory te wyprawy himalajskie to był bardzo hermetyczny świat, który trochę generował taką atmosferę, że to jest niedostępne. A wyjechanie na ośmiotysięcznik nie jest trudne w realizacji. Dostrzegam jednak ten mechanizm, dlaczego tak to się działo, że do tej pory wyprawy były tak hermetyczne. Z tego względu, że rzeczywiście każdy może pojechać, ale naprawdę bardzo łatwo jest o to, by tam zrobić sobie krzywdę, jeżeli jadą ludzie, którzy naprawdę nie mają o tym wyobrażenia, co ta góra może człowiekowi zrobić, te warunki, ta natura, która jest odmienna od tej, którą spotykamy tu na ulicach. To są tak potężne i często tak nieprzewidywalne zjawiska, że żeby uniknąć konsekwencji związanych z lawinami, wiatrem czy mrozem, to trzeba znać jakieś patenty, które nie każdy zna. Może dlatego tak to się działo, że to było takie hermetyczne. Ja teraz ciągle chciałbym być otwarty, ale z drugiej strony wiem, że to nie jest takie ‘hop siup’. Polecam oczywiście wszystkim góry, ale jednak polecam też taką metodę, by otworzyć swój umysł na myślenie i myśleć cały czas. Wyostrzyć zmysły, rozciągnąć wyobraźnię, wsłuchać się w intuicję.
MR: Wśród tych setek maili, które dostałeś, przyszły też takie z tytułem: ‘Zabierzcie mnie w przyszłym roku’?
Ja mam dużo takich osób, nawet jednego kolegę na Facebooku, który jest obrażony na mnie i robi mi awantury.
BS: Że nie pojechał?
Że on chciał jechać, ale ja go nie zabrałem, tylko zabrałem Michała Dzikowskiego. A ja nawet nie wiedziałem o tym, bo tych maili i różnych propozycji było po prostu tyle, że szok. On po powrocie mnie zaatakował, a ja w ogóle nie wiem, o co chodzi (śmiech). Nie pamiętam tej korespondencji nawet.
BS: Mówiłeś o tych wyprawach, które były hermetyczne. Teraz pojechały dwie letnie wyprawy - na Broad Peak Middle i K2, które mają przecierać szlaki, przynajmniej w przypadku K2, przed zimową wyprawą. Polski Himalaizm Zimowy po tragicznej śmierci Artura Hajzera wraca. Czy gdyby była propozycja z ich strony zimowej wyprawy - czy to na Nangę czy na K2 - rozważałbyś wzięcie w niej udziału?
Z perspektywy finansowej jak najbardziej fajnie byłoby pojechać i nie martwić się już o zorganizowanie budżetu itd. Ale z drugiej strony jednak grupa i to, o czym mówiłem. To jest jednak nie moja droga. Ta grupa to jest coś, przed czym ja troszeczkę tam zwiewam. To przed czym zwiewam przychodzi tam za tobą i nic się nie zmienia. A jednak ja poszukuję tam tej zmiany, tego azylu dla siebie i chyba bym się nie zdecydował. To nie tylko ten szczyt. Oczywiście fajnie byłoby na niego wejść, bo to jest cel, docelowa misja, ale jest też ta druga strona medalu, że to nie tylko szczyt, tylko właśnie obcowanie z górą, przede wszystkim to, co się u mnie budzi, czego tutaj nie mam na co dzień. Taki instynkt, taka dziwna, pierwotna, zwierzęca forma doświadczania istnienia, w jakiejś trudnej do opisania głębi, aż do trzewi, do najgłębiej ukrytego sedna mojej egzystencji...
BS: To co jest ważniejsze w takim razie - osiągnięcie szczytu czy raczej droga do tego szczytu?
Jedno i drugie jest bardzo ważne, ale właśnie samo obcowanie z górą, bycie tam, niezakłócona w żaden sposób kontemplacja, i jednocześnie sięganie do pokładów wiedzy, którą odkrywa sama obecność w górach... Góry bardzo dużo uczą, przynajmniej mnie, i ja dzięki tej obecności tam mogę odkryć w sobie tyle różnych ciekawych przemyśleń.
BS: Czyli pod Nangę na pewno wracasz, można powiedzieć, że Nanga Dream trwa...
Trwa, trwa. Wracam. Mam nadzieję, że jeśli chodzi o organizowanie środków, to jakoś w tym roku uda się z pomocą naszych rodaków zorganizować budżet. Oprócz tego też dostaliśmy jakieś wsparcie, tzn. ja dostałem. Jest też polski producent puchu - stwierdziłem, że jeśli jest jakaś polska dobra firma, która robi bardzo dobre puchy, naprawdę dużo lepsze niż duże korporacje zachodnie, to wolę promować polską markę.
BS: Mówisz tak, jakby wyjazd był przesądzony...
Bo de facto tak jest. Tylko wiesz jak to jest w życiu - wszystko się może wydarzyć, na przykład tu przed budynkiem piorun mnie strzeli i cześć (śmiech).