Nie grzmię i za broń nie chwytam - odpowiadam Krzysztofowi Janikowi, który wezwał mnie do odpowiedzi w kwestii papieża Franciszka i jego listu do lewicowej "La Repubbliki". A nie grzmię, bo linię dialogiczną (choć niewątpliwie nie w rozumieniu Janika i innych przedstawicieli lewicy czy myślenia liberalnego) realizuję od dawna.
Tak się bowiem składa, że rozmawiam o wierze i niewierze z Wiesławem Dębskim, Jakubem Majmurkiem, Jackiem Żakowskim czy Tomaszem Lisem. Rozmawiałbym chętnie także z Magdaleną Środą czy Wandą Nowicką, ale te dwie światłe przedstawicielki lewicy odmawiają jakichkolwiek spotkań ze mną, argumentując, że rozmowa taka byłaby poniżej ich godności. Odwiedzam też telewizje i rozgłośnie radiowe, z którymi kompletnie mi nie po drodze, a także publikuję, często teksty polemiczne w gazetach, z którymi się nie zgadzam. Z mojej strony więc dialog, rozmowa, a czasem spór się odbywa.
I nie mam wątpliwości, że Krzysztof Janik o tym doskonale wie. Tyle, że on - sprytną podmianą znaczeń słów - próbuje dowodzić, że papież Franciszek wzywa nie tyle do dialogu, ile do ustępstw. W takim ujęciu "dialog" ma polegać na tym, że chrześcijanie przyznają rację ateistom czy agnostykom, ewentualnie (w duchu pluralizmu można im na to pozwolić) zaczną głosić, że nie ma prawdy, a ich własne opinie są tylko przypuszczeniem, a może wręcz emocją, do której nie są przywiązani...
Takie chrześcijaństwo byłoby oczywiście wymarzonym partnerem dla lewicy i liberałów. Głosiłoby ono dokładnie to samo, co i oni, a można by powoływać się na jego autorytet. Kłopot jest tylko taki, że po pierwsze nie mielibyśmy już wówczas do czynienia z chrześcijaństwem (bowiem Kościół, który nie wyznaje, że Chrystus jest jedynym Zbawicielem, i w Nim trwa prawda byłby mniej więcej tym, czym wódka bezalkoholowa), a po drugie nie byłoby już mowy o dialogu. Ten ostatni wymaga bowiem dwóch stron, które nie tylko mają ochotę rozmawiać, ale też realnie się od siebie różnią. Szacunek dla siebie wzajemnie zakłada zaś akceptację tej różnicy i przyznanie, że ci "inni" mogą na przykład nie akceptować relatywizmu poznawczego i trwać w poznawczym fundamentalizmie (czyli wyznawać zasadę, że prawda nie tylko istnieje, ale też, że człowiek może ją poznać). Ta akceptacja wymaga także uznania, że na końcu dialogu wcale nie musi być pojednanie czy kompromis, i że obie strony mogą pozostać przy swoim.
Autentyczny dialog to nie jest proces poklepywania się po ramionach i zapewniania, że wszystko jest super. To trudna droga mówienia sobie prawdy. I papież Franciszek taką właśnie drogą idzie, gdy na przykład przypomina, że każdy, kto nie modli się do Chrystusa modli się do diabła. I właśnie - pozostając na tej płaszczyźnie - nie mogę nie zapytać, do kogo modli się Krzysztof Janik? Nie odpowiadam, bo nie wiem, ale jeśli polityk lewicy chce rzeczywiście dialogować z papieżem, to powinien sam sobie, w ciszy swojego pokoju, odpowiedzieć na to pytanie. I wybrać Chrystusa! Czego mu szczerze życzę, i co byłoby mocnym zwieńczeniem jego przygody z papieżem.