Kolejny raz gruchnęła wiadomość, że koalicjanci wyklują z siebie wreszcie projekty uchwały i ustaw ws. Trybunału Konstytucyjnego. Słyszałem to już tyle razy, że nie chce mi się już niczego owijać w bawełnę - jest za późno, żeby podobne zapowiedzi traktować inaczej niż kolejny zwiastun kolejnej zwłoki.
Jeśli projekty dotyczące uchwały i ustaw trybunalskich zostaną "zaprezentowane" we wtorek-środę, Sejm nie zajmie się nimi na posiedzeniu w środę i czwartek. Gdyby to było dopuszczalne, już na poprzednim posiedzeniu zająłby się rządowym projektem ustawy o KRS - on też został ostatecznie "zaprezentowany" we wtorek, ale pod obrady w środę nie trafił, chociaż posłowie nie mieli się wtedy czym zajmować tak bardzo, że posiedzenie skrócono o cały dzień obrad.
Projekt o KRS wejdzie pod obrady dopiero w kolejną, najbliższą środę, a trybunalski "trójpak" najwcześniej pod koniec marca.
Dlaczego? Dlatego, że absolutnie nikt poza kilkoma koordynującymi ten chaos osobami projektów przepisów w tej sprawie nie widział. Mimo że Sejm zbiera się za cztery dni, w środę, projekty wciąż nie istnieją w formie, nad którą dałoby się dyskutować. A tzw. pierwsze czytania nie powinny nastąpić wcześniej niż siedem dni przed dostarczeniem ich druków posłom.
Trzeba przy tym pamiętać, że chodzi o ustawy i uchwałę, których przyjęcie wymaga szczególnej staranności i czasu na wnikliwe omówienie - samo ich przeczytanie i ocena plus debata potrwają znacznie więcej czasu, niż zostaje go do początku posiedzenia. Jeśli koalicjanci "wjadą" z nimi pod obrady dzień po przedstawieniu posłom, ich zapowiedzi głębokiej rozwagi i dochowywania procedur będą miały znaczenie nie większe niż regularne gaworzenie od listopada "mamy to gotowe".
Gdyby projekty były gotowe, dawno leżałyby już na stole, albo wręcz byłyby już uchwalone.
Taki był zresztą plan, przedstawiony przez ministra Bodnara w Brukseli, przekonujący do tego stopnia, że na jego m.in. podstawie KE odblokowała Polsce dostęp do środków z KPO. Według tego "Action Planu" ustawa o KRS miała być uchwalona w lutym, a wejść w życie w marcu - wiemy już, że ten zamiar upadł, bo Sejm wciąż się nią nie zajął. Także "Przyjęcie przez Sejm uchwały w sprawie statusu Trybunału Konstytucyjnego" zapowiedziane w nim było na luty - i to również, jak wiemy, nie nastąpiło.
Gdyby kibicujący pracom przy przywracaniu praworządności liczyli zapowiedzi, że już za chwileczkę, że właściwie mamy to gotowe, że na najbliższym posiedzeniu, że jest plan, że przedstawimy, że jeszcze tylko ostatnie szlify, że tym razem już na pewno, że to kwestia dni, może godzin, że już właściwie to mamy, że jeszcze tylko prace redakcyjne itp. - zniechęciliby się pewnie jeszcze przd doliczeniem do stu.
Kto wychodzi na naiwnego zgadnąć nietrudno.
Nie jest jednak jasne, kto stoi za odwlekaniem tego, co skoro jest tak uporczywie zapowiadane, to jest też chyba nieuchronne, i dlaczego to robi. Roboczo można dobrodusznie założyć, że zwłoka wynika z bałaganu, konieczności dopracowania czegoś, o czym wcześniej nie pomyślano, ogółem - z nieogarnięcia.
To jednak nie jest wystarczający powód, żeby naiwnych zwolenników rolować w nieskończoność.