Jest to papież, który przejdzie do historii i sądzę również, że bardzo szybko po jego śmierci rozpocznie się proces beatyfikacyjny tej postaci - uważa Jan Żaryn z IPN, znawca historii stosunków państwo-Kościół w okresie PRL.
Konrad Piasecki: Jak to się stało, z Karol Wojtyła – kardynał w Polski – został papieżem Janem Pawłem II? Dlaczego tak się stało?
Jan Żaryn: Czytałem taką opinie, że kardynałowie włoscy przede wszystkim, ale i z innych stron świata, doszli do wniosku, iż Kościół – w pewnym sensie - wyczerpał swoje możliwości dotychczasowego oddziaływania na świat współczesny. Zgadzam się z tym, że mówiąc kolokwialnie, potrzebował świeżej krwi. Ta zaściankowość włoska i zachodnioeuropejska Kościoła zaczęła za bardzo doskwierać całemu powszechnemu Kościołowi i okazało się, że polski katolicyzm – paradoksalnie – zaściankowym właśnie nie jest.
Konrad Piasecki: Jan Paweł II przyniósł ten nowy powiew Kościołowi?
Jan Żaryn: Jak się wydaje, sądząc po dwudziestu paru latach pontyfikatu Jana Pawła II, właśnie ten świeży powiew został rozniesiony po całym świecie, nie tylko po Europie. Przy czym ta świeżość może być rozpatrywana na kilku płaszczyznach. Można zacząć od tego, że jest to człowiek znający kilkanaście, czy kilkadziesiąt języków, zatem ma i miał od początku możliwość kontaktowania się ze wszystkimi, reprezentatywnymi kulturami na naszej kuli ziemskiej. Ale również można powiedzieć, że papież od początku miał pewną wizję dotyczącą przede wszystkim jednoczenia się Europy. Przypomnę, że już w 1980 roku Jan Paweł II, w sposób symboliczny, pokazał kierunek swojego pontyfikatu, ustanawiając Cyryla i Metodego kolejnymi patronami Europy – po św. Benedykcie – ustanowionym w 47 roku po raz pierwszy przez papieża Piusa XII patronem Starego Kontynentu. To była taka świeża wizja Europy, która to Europa już trochę zapominała, że składa się z cywilizacji kultur nie tylko znajdujących się po jednej, bądź po drugiej stronie „żelaznej kurtyny”, ale właśnie łącznie. To miało swoje konsekwencje również jeśli chodzi o cały program ekumenizmu dotyczący Kościoła prawosławnego. Bardzo wiele za tym jednym hasłem – jednoczącej się całej Europy – mieściło się. Mieściła się także ta wiara Jana Pawła II, że komunizm jest ustrojem, który sam siebie wykończy – prędzej czy później. I należy niejako wspomóc ten proces poprzez wzmacnianie człowieka na terenie państw Europy Środkowo-Wschodniej, a nie wzmacnianie dyplomatycznych stosunków między rządami tychże państw.
Konrad Piasecki: Historycy i biografowie papieża piszą czasami, że z pewnością nie przewidywał on obalenia komunizmu w możliwym do określenia czasie. Pan zgodziłby się z ta tezą?
Jan Żaryn: Nie. Uważam, że papież Jan Paweł II, w którymś momencie swojego pontyfikatu – wydaje się, że przełomem była tutaj Solidarność w Polsce – doszedł do wniosku, że należy właśnie przyciszyć niejako tę tradycyjną „Ost Politik” prowadzoną przez Cavarolliego, polegającą na kontaktowaniu się dyplomatycznym z rządami Europy Środkowo-Wschodniej - i jak gdyby wygrywaniu poprze te rozmowy – pewnych koncesji na rzecz katolików. I przejścia jak gdyby na drugą stronę tego widzenia roli Watykanu – właśnie dostrzeganie bardziej człowieka wewnątrz społeczeństw objętych panowaniem sowieckim i liczenie na to, że ten człowiek da sobie - prędzej czy później radę – i obali komunizm przez fakt niewydolności tego systemu.
Konrad Piasecki: Ale czy zaryzykowałby Pan tezę, że Jan Paweł II był osobą bardzo znaczącą, a wręcz decydującą dla obalenia komunizmu w Europie Środkowo-Wschodniej, czy jednak nie?
Jan Żaryn: Zdecydowanie uważam, że Jan Paweł II był osobą, która bardzo mocno się do tego przyczyniła, choć trudno to oczywiście opisywać językiem walki militarnej. To się odbywało właśnie na poziomie budowania świadomości społecznej. Budowania nowej wizji człowieka, który był potwornie uwikłany na terenie Europy Środkowo-Wschodniej w totalny system, a papież chciał do niego dotrzeć, żeby on odkrył w sobie wolnego człowieka. I to się udało. Te wielkie słowa, które zostały wypowiedziane na Placu Zwycięstwa podczas pierwszej pielgrzymki, to były właśnie słowa, które miały dotrzeć do każdego człowieka, do jednostki, a nie do reżimu.
Konrad Piasecki: Mówimy dotąd o sukcesach, a czy były jakieś porażki?
Jan Żaryn: Pewną porażką, ale może jest to porażka tych, którzy patrzą na Kościół – a nie sądzę aby była to porażka kiedykolwiek wyartykułowana przez Jana Pawła II. Ale pewną porażką - moim zdaniem – jest to, że na tak piękne wezwanie Roku Jubileuszowego, wezwanie do rachunku sumienia i przeprosin – nikt nie odpowiedział. To znaczy, Kościół Katolicki, jako jedyny, dorósł do tego aby przepraszać za swoje przewinienia. Na dzień dzisiejszy skutek tego jest taki, że Kościół katolicki postrzegany jest jako najbardziej grzeszny. Rozumiem, że nie do końca o to chodziło. Chodziło o to, żeby wyzwolić rachunek sumienia również i wśród innych wyznań oraz wśród społeczności niewierzącej, a posiadającej jakiś autorytet. I te autorytety mogłyby się śmiało ujawnić swoim słowem „przepraszam”.
Konrad Piasecki: Do tej pory w historii świata było chyba trochę tak, że pierwszoplanowymi postaciami tej historii byli papieże starożytności i średniowiecza. Później już raczej nie. Myśli Pan, że z Janem Pawłem II będzie inaczej?
Jan Żaryn: Zapewne jest to papież, który przejdzie do historii i sądzę również, że bardzo szybko po jego śmierci rozpocznie się proces beatyfikacyjny tej postaci, bo ona jest poza wszystkim innym niesamowicie prawdziwa.
Konrad Piasecki: Pomyślał Pan kiedyś o tym, kto może zostać następcą papieża?
Jan Żaryn: Tak. Trzeba sobie powiedzieć, że następca nie będzie miał łatwego zadania, żeby utrzymać wizerunek Kościoła na tym samym poziomie. Powinien to być człowiek o co najmniej tej samej energii, o co najmniej takiej samej znajomości cywilizacji współczesnej i musi to być człowiek, który posiada niesamowitą siłę – nie tylko charakteru, ale i tę siłę fizyczną. W związku z tym, chyba tendencja będzie taka, żeby szukać następcy w pokoleniu młodszych kardynałów. Choć oczywiście, tak historia przynajmniej podpowiada, istnieje czasem tendencja do poszukiwania, jeśli można tak brzydko powiedzieć, przejściowych papieży. To znaczy człowieka, który bierze na siebie odpowiedzialność utrzymania Kościoła w stanie pewnego – pozytywnego – letargu, do czasu wykreowania się postaci, która zostanie dostrzeżona przez pozostałych kardynałów i która udźwignie ciężar.
Konrad Piasecki: Jeśli takiej postaci nie ma?
Jan Żaryn: O ile wiem – są. Ale nie jestem pewnie, czy jest to dobry czas i miejsce, aby w tej chwili o nich mówić. O ile wiem, to największe szanse na jednak w tym wypadku ponownie Włoch.
Konrad Piasecki: Czyli po eksperymencie z Europą Wschodnią nie będzie eksperymentu z Ameryką Południową, czy z Afryką?
Jan Żaryn: Chyba jeszcze za wcześnie na to, chociaż zarówno Afryka – może nawet szczególnie Afryka – jest predestynowana do tego, ponieważ ma w swoich szeregach co najmniej jednego wspaniałego kardynała. A Ameryka Południowa, przez to, że jest to - poza naszym Kościołem polskim – chyba drugi najżywotniejszy Kościół na świecie.