W niektórych przypadkach następuje skokowy, a w innych pełzający wzrost cen owoców i warzyw - zauważył w Rozmowie w południe w Radiu RMF24 Paweł Myziak. Plantator z południa Mazowsza stwierdził, że są trzy powody takiego stanu rzeczy - pogoda, wzrost cen środków do produkcji i niedobór rąk do pracy.
Tematem dzisiejszej Rozmowy w południe w Radiu RMF24 była sytuacja w rolnictwie. Naszym gościem był plantator papryki i arbuza z południa Mazowsza Paweł Myziak, który przestrzegł przed wzrostem cen owoców i warzyw.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Wydaje się, że na chwilę obecną już mamy symptomy, że jest drożej. W ciągu kilku ostatnich lat, w szczególności w okresie po wybuchu wojny na Ukrainie, mocno podrożały środki do produkcji. W związku z tym następuje w niektórych przypadkach skokowy, a w innych pełzający wzrost cen - powiedział.
Rozmówca dziennikarza RMF FM Krzysztofa Urbaniaka stwierdził, że rolnictwo jest skomplikowanym mechanizmem, który składa się z trzech niezależnych od rolników zmiennych. Wymienił kapryśną pogodę, środki do produkcji, których ceny rosną i fakt, że zarówno Polacy, jak i osoby zza granicy nie chcą pracować w rolnictwie. Te trzy elementy przyczynią się do wzrostu cen - zauważył.
Odnosząc się do pogody, Paweł Myziak podkreślił, że przymrozki, które dotknęły plantacje w kwietniu i na początku maja, tak naprawdę nie były przymrozkami, a pełnoprawnym mrozem. Powiedział, że temperatura oscylująca w granicach -7 st. Celsjusza zrujnowała uprawy na Lubelszczyźnie, a także m.in. w okolicach Sandomierza i Opatowa.
Przedstawiciele (tych regionów) powiedzieli, że (mają) od 90 do 100 proc. strat. Do niektórych sadów w ogóle nie będzie potrzeby wchodzić i zbierać, bo koszty zbioru przy tak małym plonie po prostu nie będą opłacalne - zaznaczył.
Krzysztof Urbaniak pytał swojego rozmówcę m.in. o straty w uprawach ziemniaków. Paweł Myziak przyznał, że takowe są, ale ziemniak ma to do siebie, że potrafi "odbić", czyli urosnąć jeszcze raz. Dodał, że warzywo to nie lubi dwóch rzeczy - upału i mrozu.
Rolnicy to osoby, które są świadome, przygotowują nasza produkcję, dbają o nią, więc duża część wczesnych ziemniaków była przykryta - powiedział, zauważając jednak, że dużych obszarów, na których zasadzono np. rzepak, nie udało się uchronić przed gwałtownymi zjawiskami atmosferycznymi.
W programie poruszono również kwestię suszy. Gość Krzysztofa Urbaniaka potwierdził, że rolnicy borykają się z niedoborem "siąpiącego deszczu".
Staramy się podlewać ile można, ale nie mamy na tyle infrastruktury, żeby każdy hektar w Polsce podlać - powiedział, dodając, że samo podlewanie też kosztuje, bo np. pracujące pompy generują spore rachunki. To wszystko przekłada się na późniejszą cenę, a przede wszystkim na plon - podkreślił.
Jako flagowy przykład podał truskawkę gruntową, która - jego zdaniem - ze względu na brak nawodnienia będzie mniejsza. Mniejsze będą też jej zbiory.
W Rozmowie w południe w Radiu RMF24 poruszono również kwestię ubezpieczenia upraw. Rolnik z południa Mazowsza zauważył, że jest to "rynkowa gra pomiędzy ubezpieczającym a rolnikiem".
Kiedy jest wczesna wiosna, to firmy ubezpieczające wiedzą, jakie jest ryzyko związane z ubezpieczeniem przy wczesnej wegetacji. Wiedzą, że prawdopodobieństwo przyjścia mrozu na początku maja jest bardzo duże. Jak kwiaty na jabłoniach już rozkwitną, to ten mróz spowoduje straty. Firmy ubezpieczeniowe chętnie ubezpieczały od gradu, ale niechętnie od przymrozków - podkreślił.
Stąd dzisiaj rolnicy mówią, że ubezpieczenia muszą być bardziej zreformowane. To musi być kompleksowe ubezpieczenie od wszystkich takich pogodowych zawirowań - podsumował.