„Prezes Kaczyński może być pytany o sprawy natury prawnej czy decyzji” – mówił Marcin Przydacz przed zaplanowanym na 11:00 przesłuchaniem prezesa Prawa i Sprawiedliwości przed sejmową komisją śledczą ws. Pegasusa. Poseł PiS utrzymywał, że nie wie, czy to Kaczyński zdecydował o zakupie oprogramowania szpiegowskiego. „Myślę, że decydowały służby w oparciu o swoje potrzeby” – oświadczył w Rozmowie o 7 w internetowym Radiu RMF24.
Marcin Przydacz, członek komisji śledczej ds. Pegasusa powiedział przed przesłuchaniem lidera PiS, że Jarosław Kaczyński nie zajmował się sprawami technicznymi i wykonawczymi, jeśli chodzi o działania polskich służb. Jak ocenił, komisja w pierwszej kolejności powinna przesłuchiwać tych, którzy byli bezpośrednio zaangażowani w ich działalność.
Dopytywany, czy szef PiS miał decydujący głos w tej sprawie, polityk odparł: "Nie wiem, czy miał decydujący głos. To się okaże".
"Myślę, że raczej tutaj decyzje podejmowały służby w oparciu o ich potrzeby, natomiast zobaczymy jaką prezes Kaczyński ma w tej sprawę wiedzę" - powiedział Przydacz.
Polityk zawracał uwagę na medialne doniesienia, że dzięki Pegasusowi służbom udało się rozbić rosyjską siatkę szpiegowską.
"Kwestie bezpieczeństwa są tutaj kluczowe" - podkreślał Marcin Przydacz, który jest byłym wiceministrem spraw zagranicznych, dodając, że jako członek komisji nie ma informacji, jakoby Pegasus służył PiS-owskiej władzy do inwigilowania opozycji. "Do komisji takie dokumenty nie spłynęły" - powiedział. Przywołał natomiast doniesienia medialne, że Pegasus został użyty "wobec jednego z polityków opozycji w postępowaniu kryminalnym, a nie politycznym".
"Nie może być tak, że tylko dlatego, że ktoś jest politykiem opozycji to ma być wyłączony z jakichkolwiek działań śledczych" - powiedział Przydacz w Radiu RMF24.
Poseł PiS stwierdził też, nawiązując do podejrzeń o wykorzystanie Pegasusa wobec opozycji, że koalicyjni członkowie komisji "nie chcą zbadać, ani sprawdzić - chcą osądzić". "Chcą być sądem i wydać polityczny wyrok. Ja się tam w takiej roli nie widzę. Będę starał się wyjaśniać" - zapewniał.
Marcin Przydacz stwierdził też, że "służby każdego państwa powinny mieć takie instrumenty, dzięki którym zwalczają przestępców".
"Postęp technologiczny idzie na przód. Różni przestępcy różne środki komunikacji stosują. Poważne państwo powinno mieć takie instrumenty" - wyjaśniał rozmówca dziennikarza RMF FM Bogdana Zalewskiego.
Nasz gość przypomniał, że Pegasus był stosowany przez różne kraje. "Próba demonizowania go w warunkach polskich jest elementem histerii koalicji rządzącej" - powiedział.
Były wiceszef dyplomacji stwierdził, że nie ma nic złego w tym, że służby dysponują takimi narzędziami jak Pegasus.
"Jeśli służby za czasów Donalda Tuska je posiadały po to, żeby zwalczać i podsłuchiwać szpiegów, to ja jako obywatel mam tylko jedno oczekiwanie, żeby to było w zgodzie z prawem. Nie oburzam się na sam fakt, że służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo: ABW czy CBA próbuje rzeczywiście zwalczać tę przestępczość" - mówił polityk.
Jak tłumaczył członek komisji śledczej ds. Pegasusa, kluczowe w pracach śledczych jest ustalenie, czy użycie oprogramowania było zgodne z prawem.
Były szef dyplomacji, pytany o powód wizyty Donalda Tuska w Berlinie, wskazał na kwestie bezpieczeństwa związane z wojną na Ukrainie.
"Jest to też krok następczy po wizycie w Waszyngtonie. Moim zdaniem była to wizyta udana" - dodał poseł PiS.
Bogdan Zalewski pytał Marcina Przydacza o częściowe finansowanie zakupów zbrojeniowych ze środków pożyczonych od Stanów Zjednoczonych. Były szef dyplomacji tłumaczył, że kupując tego typu sprzęt trzeba znaleźć odpowiednie źródło finansowania.
"Część ryzyka biorą na siebie Amerykanie i to jest moim zdaniem dobra informacja. W tym sensie, że nie tylko angażują się produkcyjnie, ale i biorą na siebie częściowo ciężar finansowania. Trzeba będzie ten kredyt spłacić, nie ma nic za darmo" - mówił Przydacz.
Pytany o kwestie zmiany nastawienia francuskiego prezydenta Emmanuela Macrona do pomocy Ukrainie, parlamentarzysta ocenił jako coś korzystnego.
"Wolałbym, żeby zachodni politycy w taką stronę zmieniali swój język. Pytanie o długotrwałość i motywacje. Są tacy, którzy twierdzą, że ta motywacja wynika z faktu, że Rosjanie coraz aktywniej poczynają sobie w Afryce, więc może to w jakimś sensie zmotywowało Emmanuela Macrona" - powiedział Przydacz.