"Drogówka" Wojtka Smarzowskiego to nie jest film do podobania się. To nie jest film, który łatwo się zapomni. Jest jak cios w brzuch. Boli.
Po wyjściu z kina pod powiekami przemykają sceny i twarze: chropowate, pulsujące szaleństwem współczesnego, skorumpowanego miasta. To miasto nigdy nie śpi, nie zatrzymuje się, pędzi czerwonym ferrari na złamanie karku, łamiąc wszelkie przepisy, przekupuje policjanta, daje się przekupić, pije i kopuluje, gdzie popadnie.
Miasto i jego mieszkańców widzimy z ulicy, z punktu widzenia zwykłych policjantów, na zrobionych przez nich komórkowych filmikach, jest głośne, niewyraźne, ciągle w remoncie, w huku przejeżdżających samochodów.
Policjantowi z drogówki Ryszardowi Królowi, kolejna świetna rola Bartka Topy, wydaje się, że króluje w tym świecie, że ma nad nim kontrolę. Mówią o nim: "Król nigdy nie bierze". Ale to jego PR. Chce uchodzić za czystego, na takiego kreuje się przed swoimi kolegami. Fakty mówią coś innego. Jest ubrudzony i łatwo go będzie uczynić kozłem ofiarnym.
Bo w tym świecie zabija się bez litości, szczególnie, jeśli w grę wchodzą naprawdę duże pieniądze. Zmienia się szefów, jeśli trzeba, szantażuje się, gdy trzeba, pozoruje czyjeś samobójstwo..., jeśli trzeba.
"Drogówka" jest filmem konsekwentnym do bólu, do szpiku kości. Znowu, jak to było u tego samego reżysera w "Weselu" czy "Domu Złym", nie ma choćby jednego sprawiedliwego, który chce ratować świat. Sprawiedliwy był tylko w "Róży". Ale to było bardzo dawno, urodził się przed wielką wojną. Trudno się z tym pogodzić.
Tak, to prawda. Smarzowski nie opowiada nic nowego, kiedyś widzieliśmy to na amerykańskich filmach, dziś wylewa nam się z brukowców, z radia, z telewizji, z internetu. W "Drogówce" też słyszymy informacje o kolejnych aferach korupcyjnych. Taki jest nasz świat, znamy go, żaden polski filmowiec nie pokazuje go jednak tak jak Smarzowski. Na serio, ale bez patosu, wywołując śmiech, który szybko zamiera na ustach.
Z ciemnego kina, na dwie godziny, nie ma ucieczki, nie ma pilota, nie możemy się szybko przełączyć na coś weselszego, optymistycznego, dającego nadzieję. Nawet synek Króla wie, że można sprzedać mecz z podwórkowymi rywalami. Czy rzeczywiście sprzeda? Obejrzyjcie "Drogówkę".
PS. Po filmie, na drodze z kina zatrzymał mnie policjant do kontroli trzeźwości. Dmuchnąłem w balonik. Czysto, dziękuję, do widzenia - pożegnał się pan w białej czapce.