W nocy z 26 na 27 lutego poznamy zdobywców tegorocznych Oscarów. Polska kibicuje Agnieszce Holland i jej filmowi "W ciemności", który jest nominowany w kategorii "najlepszy film nieanglojęzyczny". Głównym rywalem filmu Holland wydaje się być irańskie "Rozstanie" Asghara Farhadiego. Kto wygra? Obawiam się, że Iran będzie górą.
Polskie "W ciemności" ma prawdziwą, wzruszającą historię z czasów II wojny światowej, świetną kreację Roberta Więckiewicza, zapadające w pamięć zdjęcia Joli Dylewskiej i niezłą promocję, uznanego dystrybutora Sony Classic. Ma jednak także sporo wad. Najważniejsza to paradoksalnie słaby scenariusz, choć historia Poldka Sochy sama w sobie wydawała się być świetnym tematem na film. Mało do tej pory znany David F. Shamoon nie do końca poradził sobie z adaptacją książki Roberta Marshalla "W kanałach Lwowa". Film jest momentami nużący, pozbawiony dramaturgii, mimo świetnych, dokumentalnych zdjęć Dylewskiej, ogląda się go jak pozbawioną zaskoczeń bajkę. Niestety, papierowe są również postacie na drugim planie. Robert Więckiewicz niesie cały ten film na swoich barkach, ale nie widać w tle nikogo, kto by mu w tym pomagał. Tu znowu kłania się scenariusz i dialogi. Najbardziej nijakie są postacie ukrywających się Żydów. Odnoszę wrażenie, że aktorzy nie mają co grać, ukryci w ciemności...
Irańskie "Rozstanie" też jest promowane na świecie przez Sony i właśnie ukazuje się Polsce na DVD. To faworyt krytyków filmowych. Zwycięzca Berlinale 2011, zdobywca Złotego Globu, dla wielu arcydzieło, uniwersalna historia o rodzinie na krawędzi rozpadu. W tle widzimy współczesny Iran, w którym zakorzenione w religii tradycyjne normy wciąż mają wielkie znaczenie, a Koran jest ważnym punktem odniesienia.
"Rozstanie" łączy elementy thrillera psychologicznego i dramatu obyczajowego. Film uwodzi od pierwszego ujęcia, w którym dwoje rozwodzących się ludzi staje przed sądem. Kobieta chce wyjechać z Iranu. Mężczyzna nie może bo musi opiekować się chorym na Alzheimera ojcem. W środku ich kilkunastoletnia córka, która zostaje postawiona przed wyborem: z kim zostać z tatą czy z mamą. Ktoś powie, że to banalne. Warto jednak zobaczyć jak reżyser Ashgar Farhadi zaskakująco rozwija tę zrozumiałą dla wszystkich historię, ile potrafi z niej wyciągnąć. Warto zwrócić uwagę jak ważną rolę pełnią w tej historii emancypujące się kobiety i jak Farhadi w prosty sposób dotyka naszych najbardziej wrażliwych i zrozumiałych dla każdego strun, choć film rozgrywa się w dalekim i egzotycznym kulturowo Iranie.
"Rozstanie" ma znakomitych aktorów, także na drugim planie, świetny scenariusz (notabene, też nominowany do nagrody Akademii) i myślę, że właśnie to zdecyduje ostatecznie o Oscarze w kategorii "film nieanglojęzyczny". Decydujące może okazać się jeszcze coś. Od miesięcy Iran, wróg numer jeden Zachodu, nie schodzi z czołówek światowych mediów, a to z powodu swych planów produkcji broni atomowej, a to z powodu embarga nałożonego przez Europę na ropę z tego kraju. W "Rozstaniu" polityki nie ma, ale Asghar Farhadi, który postanowił nie wyjeżdżać z Iranu jak wielu jego kolegów, mówi: Jeśli dziecko ma 40 stopni gorączki, rodzice nie powinni go zostawiać i mówić: wrócimy, kiedy wyzdrowiejesz. Skoro więc dzieckiem w gorączce jest Iran, moje miejsce jest w tym kraju.
Życzę Agnieszce Holland Oscara, bo jak dotąd żadnemu polskiemu filmowi ta sztuka się nie udała, choć pretendowali na przykład Polański z "Nożem w wodzie", Wajda z "Ziemią obiecaną" czy też Jerzy Kawalerowicz z "Faraonem". Chciałbym się mylić, ale wydaje się, że tym razem Polska przegra z Iranem.
Dla porządku przypomnę, że w kategorii film nieanglojęzyczny nominacje otrzymali jeszcze: "Bullhead" z Belgii, "Monsieur Lazhar" z Kanady i "Footnote" z Izraela.