"Jeśli chodzi o hodowców futer: oczywiście - powinni przestrzegać przepisów. Ale informacje na ten temat są różne. (...) Nie może być tak, że ludzie inwestują w legalny biznes, biorą kredyty na legalny biznes, i nagle państwo im mówi, że w ciągu roku bez odszkodowań albo vacatio legis mają ten biznes zamknąć. Albo trzeba wydłużyć vacatio legis albo dać odszkodowanie" - mówi w Porannej rozmowie w RMF FM senator PSL Jan Filip Libicki pytany o to, czemu ustawa o ochronie zwierząt budzi jego sprzeciw.
Pan marszałek Zgorzelski nie chce - tak samo jak i my - opuszczać większości senackiej. (...) Ale pojawiła się ustawa dla PSL-u i naszych wyborców absolutnie kluczowa (ustawa o ochronie zwierząt - przyp. red.). Nie chcielibyśmy, żeby doszło do sytuacji, w której nasi koledzy i partnerzy z PO mówią: "A zobaczymy, jak będziemy głosować" - mówi Jan Filip Libicki. Jeśli się rzeczywiście okaże, że nie będą po stronie PO podjęte wysiłki, żeby jakaś znacząca większość nas wsparła, żeby nasi koalicjanci nas realnie w tym wsparli, to nasze zaufanie co do trwania w tej koalicji, będzie nadwątlone - dodaje senator PSL.
Libicki pytany o to, czy cała ustawa o ochronie zwierząt budzi jego sprzeciw - i kogo broni: mieszkańców wsi czy lobby producentów futer, gość Roberta Mazurka odpowiada:Te nasze trzy warunki są jasne. Vacatio legis musi być 10-letnie. Po drugie: chcemy, żeby inspekcja weterynaryjna towarzyszyła społecznym inspekcjom. A trzecia kwestia dotyczy uboju rytualnego - to jest 8-10 miliardów polskiego eksportu.
Nic nie wiem o tym, żeby takie rozmowy się toczyły. Mnie, jako osobę o poglądach konserwatywnych, wystraszył trochę fakt, że pierwszą parlamentarzystą ruchu została Hanna Gill-Piątek. To by oznaczało, że ten ruch skręca w lewo. Ale być może w przyszłości Szymon Hołownia przedstawi jakieś osoby, które byłyby dla mnie - jako konserwatysty - interesujące - mówi w Porannej rozmowie w RMF FM Jan Filip Libicki pytany o to, czy możliwa jest współpraca Koalicji Polskiej z nową partią Szymona Hołowni.
Libicki był pytany także o to, co słychać u Władysława Kosiniaka-Kamysza - czy "otrząsnął się on po przegranych wyborach prezydenckich". Jest w bardzo dobrym stanie fizycznym i psychicznym - zapewnia Libicki.
W internetowej części Porannej rozmowy w RMF FM Robert Mazurek pytał swojego gościa o to, czy PSL może wejść do koalicji z PiS. Jan Filip Libicki zaprzeczał. Zawsze zwracam uwagę na los Andrzeja Leppera, Romana Giertycha, a w ostatnim czasie Jarosława Gowina, któremu prawie ukradziono partię, kiedy sprzeciwił się wyborom korespondencyjnym - mówił.
Na uwagę o tym, że ten sam Jarosław Gowin wraca teraz do rządu, Libicki stwierdził, że "tak się akurat ułożyło, że obaj Jarosławowie postanowili zdekapitować panią premier Emilewicz". Ale był taki etap, kiedy wydawało się, że pani Emilewicz zręcznie zwija partię Jarosławowi Gowinowi i sama zostaje prezesem - dodał.
Poniżej spisana treść rozmowy:
Robert Mazurek: Pan przeszedł koronawirusa. Donald Trump właśnie na niego zapadł. Na jak długo pan był wyjęty z polityki, wyjęty z życia? Ile trwa ta kwarantanna u pana?
Jan Filip Libicki: Ja w szpitalnym pokoju 3 na 4 metry spędziłem dokładnie 22 dni. To był pierwszy raz w życiu, kiedy przez 22 dni nie opuszczałem jednego pokoju.
To rzeczywiście, 3 tygodnie to jest kawał czasu. Ciekaw jestem, czy to tyle potrwa w przypadku Trumpa, bo jeżeli tak, to jest wyjęty z kampanii, prawda?
Z całą pewnością to będzie trwało między 10 a 14 dni. To jest oczywiste. Natomiast nie wiem, jakie przepisy stosuje się w Stanach Zjednoczonych, bo kiedy ja wychodziłem ze szpitala, miałem wyjść ze szpitala, to musiałem mieć dwa negatywne testy następujące po sobie. Teraz w Polsce ten obowiązek jest już zdjęty, ale wtedy ten ostatni tydzień się wydłużył, ponieważ tych dwóch testów negatywnych jeden po drugim ciągle nie było.
Dobrze, to zobaczymy jak się potoczą wydarzenia w Ameryce, a my porozmawiamy o polskiej polityce. Zjednoczona Prawica twierdzi, że jest już zjednoczona jak nigdy, żadnych konfliktów, wszystko świetnie. Czekają tylko na zaprzysiężenie. Tymczasem Piotr Zgorzelski, wicemarszałek Sejmu z PSL grozi, że za chwilę nastąpi rozłam w senackiej większości. Senackiej większości, która ma opozycja, bo wy, czyli pan oraz Michał Kamiński opuścicie ją...
I pan senator Ryszard Bober, przewodniczący naszego koła.
Opuścicie ją, kiedy tylko Platforma przeforsuje ustawę o ochronie zwierząt. Stanie się tak?
Ja myślę, że pan marszałek Zgorzelski nie chce, tak samo jak my, opuszczać większości. Jesteśmy elementem lojalnym od roku tej większości, ale to jest tak, że w tej chwili pojawiła się ustawa dla PSL-u jako ugrupowania i dla naszych wyborców absolutnie kluczowa. To widać po reakcjach, po telefonach, które dostajemy. I nie chcielibyśmy, żeby doszło do sytuacji, w której nasi koledzy i partnerzy z Platformy Obywatelskiej w Senacie mówią: "A my zobaczymy, jak będziemy głosować, a u nas będzie wolność i mamy w tej sprawie różne poglądy". Chcemy zwrócić uwagę na to, że to jest dla nas ustawa absolutnie zasadnicza.
Ustawa o ochronie zwierząt budzi wasz sprzeciw. Rozumiem, że będziecie głosować przeciwko niej. Ale teraz pytanie: ze wszystkim tam się nie zgadzacie?
Nie. Ale jeżeli pan pozwoli, jeszcze dokończę. Rzeczywiście, jeżeli się okaże, że tak powiem nie będą po stronie Platformy Obywatelskiej podjęte wysiłki, żeby jakaś znacząca większość nas wsparła, żeby nasi koalicjanci realnie nas w tym wsparli, no to nasze zaufanie co do trwania tej koalicji będzie nadwątlone. A teraz tak: co do samej ustawy...
Co do samej ustawy, to najpierw powiem panu tak: pan jest senatorem z Wielkopolski. Kontrola NIK-u w województwie wielkopolskim. Wynika z niej, że 87 proc. ferm - to aż trudno sobie wyobrazić - ale 87 proc. ferm nie przestrzegało wymagań ochrony środowiska. I jak ja sobie o tym pomyślę, to zastanawiam się, kogo pan broni? Pan broni mieszkańców wsi czy pan broni lobby producentów futer?
Już panu odpowiadam, bo to bardzo dobrze ilustrują te trzy poprawki, które są dla nas zasadnicze. Jeżeli chodzi o hodowców futer, oczywiście powinni przestrzegać przepisów, ale informacje na ten temat są różne, bo informacja jest na przykład taka, że weszła inspekcja weterynaryjna do tego gospodarstwa, które pokazał film Onetu i nie stwierdzono tam żadnych nadużyć. Ja mogę powiedzieć tak: należy stosować się do przepisów. Kto się nie stosuje do przepisów, powinien być karany. Nie może być tak, że ludzie inwestują w legalny biznes, biorą kredyty na legalny biznes i nagle państwo im mówi, że w ciągu roku bez odszkodowań albo bez vacatio legis mają ten biznes zamknąć...
Nie, nie. Vacatio legis to jest właśnie rok.
...to jest po prostu naruszenie ich praw. Albo trzeba wydłużyć vacatio legis, albo trzeba dać odszkodowanie.
Właśnie o to pytam. Co jest waszym warunkiem. Chodzi o odszkodowania i vacatio legis, czy na przykład wydłużenie tego vacatio legis, czyli czasu, w którym te przepisy nowe jeszcze nie obowiązują, np. do 3 lat. Czy to by was satysfakcjonowało?
Te nasze trzy warunki są bardzo jasne. Pierwszy warunek mówi o tym, że vacatio legis musi być dziesięcioletnie, drugi warunek mówi o tym, bo pan redaktor pewnie też wie, że są tzw. jak ja to nazywam inspekcje robotniczo-chłopskie. To znaczy, że oto obrońcy zwierząt, często bardzo młodzi ludzie i bez doświadczenia mają wejść np. do gospodarstwa mojego kolegi senackiego, senatora Bobera, który 35 lat hoduje bydło że i wytłumaczyć mu, że coś źle robi. Możemy się na to zgodzić, ale pod takim warunkiem, że będzie tam inspekcja weterynaryjna, która będzie mówiła...
Primo - chodzi o to, żeby vacatio legis wydłużono do 10 lat. Rozumiem, że nikt z tych, którzy forsowali i forsują tę ustawę się na to nie zgodzi, bo 10 lat to jest tak naprawdę powiedzenie, że to jest na "świętego Dygdy, którego nie ma nigdy", ale dobrze.
To jest nasz warunek. My przy tym warunku obstajemy. Drugie to jest to, żeby inspekcja weterynaryjna towarzyszyła tym społecznym inspekcjom nazwijmy to, a trzecia kwestia, to jest kwestia halal i kosher, bo mamy kryzys gospodarczy, a to jest 8-10 miliardów złotych polskiego eksportu.
Różne są dane, my nie słyszymy o tym, żeby to było 8 do 10 miliardów, ale zostawmy ten moment. Czy możliwa jest koalicja PSL-u i w ogóle Koalicji Polskiej, czyli szerzej niż PSL-u, z nową partią Szymona Hołowni?
Ja mogę powiedzieć tak: to znaczy ja nic nie wiem o tym, aby takie rozmowy się toczyły. To jest to z mojego punktu widzenia, odpowiadam jak Jan Filip Libicki, a nie jako całe PSL, mnie osobiście jako osobę o poglądach konserwatywnych wystraszył trochę fakt, że pierwszą parlamentarzystką ruchu Hołowni została pani Gill-Piątek, bo to by oznaczało, że ten cały ruch skręca ostro w lewo. Mnie to niespecjalnie się podoba, ale być może Szymon Hołownia w przyszłości przedstawi jakieś takie elementy czy takie osoby, które byłyby dla mnie jako konserwatysty, członka PSL-u, interesujące. Nie wykluczam tego.
A co słychać u Władysława Kosiniaka-Kamysza, który ostatnio zniknął? Martwię się trochę, bo przegrał ze mną zakład i jakoś nie chce przyjść.
Nie wiem, jaki zakład panowie zawarli. Ja staram się wszystkie zaproszenia... mogę powiedzieć, że ostatnio wraz z moim współpracownikiem z Kirgistanu współdziałaliśmy w tym, aby znaleźć panu prezesowi opiekunkę do dwóch wspaniałych córek, więc tyle wiem, co u Władysława Kosiniaka-Kamysza. Na dziś to wydaje mi się najważniejsze, dla rodziny państwa Kosiniak-Kamysz.
Cieszymy się, że ma dwie córki wspaniałe. Rozumiem, że nadal trzyma rękę na pulsie i jakoś otrząsnął się z wyborczej porażki?
Ja uważam, że jeżeli pan o to pyta, że pan prezes jest w dobrym stanie fizycznym i psychicznym, natomiast ja uważam, że z każdej sytuacji należy wyciągać pozytywy i do tej pory do wyborów prezydenckich Władysław Kosiniak-Kamysz wszystko, czego się tknął w polityce, to mu się udawało. Pora, żeby przyszła jakaś porażka, bo ona powoduje, że buduje odporność w potencjalnym kandydacie. Mam nadzieję, że ona w panu prezesie odporność zbudowała.