“Wszędzie tak jest, że te trudne kawałki medyczne powstawały z takiej ponadnormalnej emocji ludzkiej. To się zawsze bierze z czegoś bardzo osobistego” – mówiła o początkach kliniki “Budzik” Ewa Błaszczyk w Porannej rozmowie w RMF FM. “Bardzo ważne jest, że to nie tylko miejsce skoncentrowane na chorobie, ale ważny jest też kontakt z rodziną i otoczeniem takiej osoby, która przeżywa coś podobnego” – powiedziała. Gość Roberta Mazurka przyznała, że nie jest fanką świąt. "Nie mogę udawać, że mi się nie przytrafiło w życiu to, co mi się przytrafiło i że tego typu zatrzymanie akcji życia, gdzie każdy się odwraca w stronę swojej rodziny i tak dalej, mi się podoba" - powiedziała Błaszczyk. Aktorka zdradziła również, że w przyszłości chce zrobić “pare fajnych rzeczy w teatrze i w kinie”.
Robert Mazurek, RMF FM: Pani Ewo, otworzyła pani właśnie w Olsztynie "Budzik" dla dorosłych, czyli oddział dla pacjentów w śpiączce. W zasadzie powinienem zacząć od gratulacji, więc gratuluję.
Ewa Błaszczyk: Dziękuję bardzo, ale jak gdyby to określenie, że ja otworzyłam jest mocno przesadzone, dlatego że to jest wynik takiej współpracy między Uniwersytetem Warmińsko-Mazurskim, Szpitalem Uniwersyteckim Klinicznym w Olsztynie, profesorem Maksymowiczem i fundacją "Akogo?". I teraz to się zgadza.
I oddział na razie jest nieduży, bo czytałem, że 8 miejsc, chyba że źle doczytałem.
Nie, nie, jest 8 łóżek, ale parter, gdzie jest neurologia, zostanie przeniesiony do nowego budynku, który się kończy budować i będzie 15+1, tak jak normalnie jest tworzony program i dla "Budzika" dla dzieci, i dla "Budzika" dla dorosłych.
To wygląda jakoś dziwnie. Nagle w Olsztynie wszystko idzie jak z płatka, w Warszawie budowała pani ten swój "Budzik" latami i w jakiś straszliwych bólach to się rodziło.
W bólach rodził się pierwszy "Budzik", ten dziecięcy, kiedy trzeba było jakby przedstawić kto my jesteśmy, o co nam chodzi, co to jest śpiączka i tak dalej. I potem te legislacyjne badania, żeby stworzyć program wybudzania dzieci ze śpiączki, który zrobiliśmy razem z Ministerstwem Zdrowia i to było trudne, tak samo jak ustanowienie w Polsce Dnia Pacjenta w Śpiączce, i to przeszło przez Sejm, i 18 kwietnia jest Dzień Pacjenta w Śpiączce, ale ten program był dla dzieci. Teraz powstał program dla dorosłych, ale to już oczywiście było dużo łatwiejsze, dlatego że tylko właściwie neurolog dziecięcy się musiał zmienić w neurologa dorosłego, a pediatra w internistę.
"Budzik" w Warszawie jest, "Budzik" w Olsztynie w zasadzie też jest. Czy planuje pani następne?
Jeszcze oczywiście do "Budzika" w Olsztynie jest potrzebny kontrakt z NFZ-em, ale to teraz piłka jest po tamtej stronie. Wszystko jest gotowe, staff czeka, czyli podpisanie kontraktu i już mogą od Nowego Roku pacjenci...
To kiedy pierwsi pacjenci?
My jesteśmy gotowi. Tak to przygotowaliśmy wspólnie, żeby od Nowego Roku mogli być tam pacjenci.
To jest niebywałe. Nagle Polska staje się jakimś potentatem - to strasznie brzmi - w wybudzaniu chorych, ludzi w śpiączce. Chyba tak jest.
Tak jest, że jak obserwowałam jak to się dzieje na świecie, to wszędzie tak jest, że te trudne kawałki medyczne powstawały z takiej ponadnormalnej emocji ludzkiej, bo albo to był ojciec, albo narzeczony, albo mąż, albo siostra, albo brat...
No to się wzięło z córki.
To się zawsze bierze z czegoś bardzo osobistego i to przekracza normalne poziomy emocjonalne.
Mówię o tym, że chyba powinniśmy być dumni. 31 wybudzonych, ostatnio Mirek, chłopak który był rok w śpiączce.
Tak, to jest długo. I zwykle nie było w szpitalach takiego programu i nie było takiego miejsca, gdzie taki pacjent mógł przebywać. Poza tym jest bardzo ważne, że to jest nie tylko miejsce, które jest skoncentrowane na taką jednostkę chorobową, gdzie są lekarze i wszyscy nastawieni na to, tylko również bardzo ważny jest kontakt z rodziną i otoczeniem takiej osoby, która przeżywa coś podobnego.
Rozmawiamy dzień przed Wigilią, w związku z tym ja chciałbym porozmawiać o Ewie Błaszczyk. Na w życiu czeka jeszcze Ewa Błaszczyk?
Jeszcze chce zrobić parę fajnych rzeczy w teatrze, w kinie...
W kinie to ostatnio same komedie. Była "Planeta singli", a teraz jakaś nowa komedia "PolandJa". Przeczytałem, że gra pani w takim filmie, nic pani o tym nie wie?
Nic nie wiem, poza tym mam na imię Ewa.
No dobrze, ale ja mówię do pani "proszę pani", dlatego że tak wypada. Dobrze Ewo, słyszałem, że grasz w filmie "PolandJa". Prawda to czy nieprawda?
Ja nic nie słyszałam na taki temat.
A strona filmpolski.pl słyszała. To przestań mnie może wkręcać łaskawie, tylko powiedz jak jest.
Ja nie wkręcam, tylko właśnie pierwsze słyszę, no ale dobra.
No dobrze, to może grasz, może nie grasz. "Planeta singli" była w takim razie na pewno twoim ostatnim filmem i to była komedia...
To była komedia, ale przeczytałam scenariusz, zobaczyłam producentów. Porywa mnie coś takiego, że ludzie nie dostają z Państwowego Instytutu Sztuki Filmowej złotówki, a angażują swoje własne prywatne pieniądze, mając małe dzieci. Zastawiają swoje mieszkania i po prostu dbają o to, żeby był bardzo precyzyjnie napisany scenariusz. To mnie zawsze w Polsce jakoś porażało, że tak mało szanowany jest scenariusz i ludzie pióra w ogóle, a oni wszystkim dają dalej pracę.
Myślę, że najbardziej ujęło cię tutaj co innego. To, że oni tak wszystko zrobili z niczego. Wypisz, wymaluj jak ty.
To właśnie bardzo lubię. 17 osób było zaangażowanych w scenariusz i kolejne wersje powstały. Byłam przy tym jak one się poprawiały. To jest fantastyczne, że ktoś się tak dopiął do tego, żeby to był precyzyjnie napisany scenariusz i to dało swoje efekty, bo ten materiał wyjściowy jest okej i potem jest co grać.
Kiedy cię zapraszałem to musiałem ukryć, że to jest tak wcześnie rano, bo w życiu byś się nie zgodziła, ale obiecałem też, że będziemy rozmawiali o nadziei, o czymś pozytywnym. W końcu idą święta, to zawsze jest jakiś czas radości.
Idą święta, ruszył "Budzik" dla dorosłych. Kolejni ludzie przyłączają się do takiego efektu kuli śniegowej. Robimy to, co robimy, robimy swoje, ale coraz więcej ludzi się przykleja do tego i ta kula jest coraz większa i to jest strasznie fajna energia...
Co cię cieszy? Z czego ty czerpiesz jakąś radość, nadzieję?
Dbam o życie zawodowe, o teatr, o śpiewanie, o płyty, o książki, o filmy i gdzieś staram się bardzo nie rezygnować z tego, żeby zachować jakiś poziom luster. Jeśli są jakieś jeziora i to są naczynia połączone, to żeby był podobny poziom lustra wody, bo to daje harmonię. Z tej harmonii jestem w stanie dużo zbudować. Taki rodzaj trójpolówki, wyciskania gleby, przesiadania się z jednego końca na inny...
Wyciskania gleby?
Tak, dokładnie. Z tego po prostu bardzo dużo płynie, bo jak gdzieś jadę i pośpiewam, to dostaję tam od ludzi coś, co przesadzam potem na takie pole rozmów z urzędnikami i właśnie zaczęłam rozmowy w sprawie "Budzika" dla dorosłych w Warszawie, ale również krótkiej stacji wybudzeniowej i tej długiej, która daje szansę tym, którzy się nie obudzili w tym czasie, gdzie jest największa szansa medyczna, czyli do roku, do półtora od urazu.
Trudno nie pytać o to, jak wyglądają święta u ciebie.
Świąt nie lubię, ponieważ zamiera życie i każdy się odwraca w stronę...
Nie uzgadnialiśmy takiej odpowiedzi.
Nie uzgadnialiśmy, niemniej staram się zachować takie proporcje, jakie są. Nie mogę udawać, że mi się nie przytrafiło w życiu to, co mi się przytrafiło i że tego typu zatrzymanie akcji życia, gdzie każdy się odwraca w stronę swojej rodziny i tak dalej. Wtedy widzę, że tutaj u mnie to nie funkcjonuje tak, jak być powinno, jakbym chciała, jak pamiętam, bo miałam bardzo szczęśliwe dzieciństwo, gdzie były babcie, ciotki, wujkowie i to było takie ciepłe i to jest moją bazą emocjonalną, właściwie do końca życia. Ale porównanie nie jest fajne.
A dostaniesz jakiś prezent pod choinkę?
No na pewno.