"Bardzo dobrze się stało, że wbrew tym wstępnym planom komisja ds. badania wpływów rosyjskich i białoruskich w Polsce w latach 2004-2024 nie ma charakteru polityczno-jawnego. To jest komisja ekspercka" – mówiła w Popołudniowej rozmowie w RMF FM minister funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz.

Jak wyjaśniła, komisja zbada 20 lat historii dwuznacznych, które nie zostały wyjaśnione. Jeżeli natrafi na ślad, że ktoś celowo "ukręcił łeb sprawie", to wówczas skieruje sprawę do prokuratury - podkreśliła.

Komisja nie będzie polityczna, bo nie będzie działała jawnie, w świetle kamer. To się będzie działo za zamkniętymi drzwiami. Oczywiście raporty w określonym stopniu - bo nie wszystko będzie jawne - będą ujawniane - tłumaczyła Pełczyńska-Nałęcz.

Podkreśliła, że komisja nie może zastąpić służb. Według niej komisja sejmowa "zamieniłaby się w teatr polityczny".  

"Mamy do czynienia z permanentną rosyjską operacją dezinformacyjną"

Jednego z członków komisji ma wyznaczyć minister kultury i dziedzictwa narodowego. Premier mówił, że ma on badać wpływy rosyjskie w mediach.

Wpływy rosyjskie w mediach są, ale nie w takim sensie, że dziennikarze czy redaktorzy - według mnie - są agentami. One są w inny sposób. Mamy do czynienia z permanentną rosyjską operacją dezinformacyjną. To się cały czas dzieje, oczywiście jest coraz gorzej. I teraz pytanie - w jaki sposób media są na to odporne, w jaki sposób świadomie - lub nieświadomie - tę dezinformację powielają. Czy rzeczywiście ma tu wiedzę minister kultury? Ciężko mi powiedzieć. Ja osobiście tego nie widzę - stwierdziła.

Minister podkreśliła, że "powinniśmy być ostrożni przy okładaniu się epitetami, kto jest ruskim agentem". To jest scenariusz rosyjski. Rosjanie chcą, żebyśmy się o nich pokłócili i żebyśmy byli maksymalnie podzieleni - mówiła.

"Działania Macierewicza budzą bardzo wiele znaków zapytania"

Prowadzący rozmowę Piotr Salak pytał także o wczorajsze słowa Donalda Tuska. To jest coś naprawdę upiornego, że ten człowiek miał taki wpływ na to, co się w Polsce działo w ostatnich kilkunastu latach - mówił w TVN24 o Antonim Macierewiczu premier. Pytany o wpływy rosyjskie w PiS dodał, że "pętla informacji, jakie gromadzimy, zaciska się wokół Antoniego Macierewicza".

To, co się działo, mówię o czynach, działaniach Antoniego Macierewicza budzą - bardzo wiele - delikatnie mówię - znaków zapytania. Na pewno szereg jego działań pomagało agresji hybrydowej rosyjskiej, działało zgodnie z linią narracyjną i propagandową Rosjan. Czy to było intencjonalne, czy po prostu po drodze przypadkowe? Nie mam faktów, żeby osądzać. Ale rozumiem, że jeżeli premier formuje takie konkluzje, to ma już fakty, które do tego predestynują - odpowiadała Pełczyńska-Nałęcz.

A czy służby rosyjskie mogły mieć coś wspólnego z pożarem na Marywilskiej w Warszawie? Premier Tusk jest człowiekiem odpowiedzialnym. Jeżeli formuje publicznie takie konkluzje, to nie wyobrażam sobie, żeby nie było ku temu podstaw. Jakie to są podstawy, to jest na pewno dzisiaj obszar bardzo intensywnego dociekania polskich służb specjalnych. To, co możemy powiedzieć na pewno, że agresja rosyjska hybrydowa trwa i eskaluje. Celem jest sabotaż wewnątrz UE, żeby zastraszyć, osłabić i jednocześnie celem jest także podzielenia nas. Powinniśmy wyjmować agentów, łapać, karać, ale nie dać się totalnie skłócić - zaznaczyła minister.

"Rosja dąży do tego, żeby lokować agentów wysoko w obszarach decyzyjnych"

Podkreśliła także, że choć nie ma twardych dowodów, to "doświadczenie wskazuje na to, że prawdopodobnie jest więcej agentów rosyjskich i białoruskich w Polsce". Na pewno Rosja dąży do tego, żeby lokować agentów wysoko w obszarach decyzyjnych i z dostępem do wrażliwej informacji - dodała.

Pytana, jaki będzie dalszy los Tomasza Szmydta, odpowiedziała: "Rosjanie wycofali agenta, jakim był Szmydt, wykorzystali go do celów propagandowych, żeby pokazać, jak upada demokracja. Jak już go wycisną do końca i nie będzie z niego żadnego pożytku, to różny los może go spotkać, może się zapaść pod ziemię".

"Z tego co wiem, cały czas trwają pushbacki na granicy z Białorusią"

Piotr Salak dopytywał także, czy migranci są zagrożeniem dla Polski. Dzisiaj dla Polski zagrożeniem są Putin i Łukaszenka, czyli reżim totalitarny. Są różne szlaki migracyjne, ludzie uciekają z powodu wojny, z powodu złych warunków życia do Europy, natomiast w przypadku naszej granicy nikt tam naturalnie przez Białoruś i z Białorusi nie ucieka. To są ludzie przywożeni po to, żeby ich natychmiast wpychać przez granicę do Polski. Biedni ludzie zostają w sposób okropnie niehumanitarny wykorzystywani przez totalitarne reżimy, by zaszkodzić Polsce - odpowiadała.

Polityka wobec granicy nie jest polityką migracyjną. Polska jest w zapaści demograficznej, (...) potrzebujemy mądrej polityki migracyjnej, takich ludzi, którzy będą pracowali w Polsce. (...) Inną rzeczą jest kontrolowana, legalna migracja, której my potrzebujemy, chociażby takiej - na przykład - jak z Ukrainy. (...) Natomiast to, co się dzieje dzisiaj na granicy, to jest agresja Rosji - skwitowała.

Minister odniosła się również do paktu migracyjnego. Z paktem migracyjnym jest tak, że siłowa relokacja migrantów czy nielegalnych migrantów jest bardzo złym rozwiązaniem, jest to niehumanitarne - podkreśliła.

Zaznaczyła także, że według jej wiedzy na granicy z Białorusią trwają pushbacki. Moja formacja podkreśla: tak, jest agresja hybrydowa, to nie jest taka sama migracja jak gdzie indziej, my się musimy twardo bronić przed Białorusinami, ale bezpieczeństwo nie wyklucza człowieczeństwa - mówiła Pełczyńska-Nałęcz.

Minister mówiła także, że nieludzkie pusbbackowanie chorych, kobiet i dzieci jest niehumanitarne. Powinno być więcej człowieczeństwa - dodała.

W audycji poruszono także temat KPO. Minister funduszy i polityki regionalnej przyznała, że proces rewizji KPO zakończy się pod koniec lata.

Opracowanie: