"Władimir Putin zmusił do wojny na razie jeden naród - ukraiński, w sposób wyjątkowo tragiczny. Teraz musi zmusić drugi naród - rosyjski" - mówił w Popołudniowej rozmowie w RMF FM płk rez. dr Piotr Łukasiewicz, były ambasador RP w Afganistanie, komentując ogłoszoną przez rosyjskiego przywódcę częściową mobilizację. "Pokazanie Rosjanom, że są na wojnie, może zaważyć na jego prezydenturze, kontynuacji władzy, kto wie, czy nie na życiu nawet" - ocenił. Jak dodał, mobilizacja "z pewnością Rosjan dotknie i może uderzyć w twarz".
Gość Piotra Salaka podkreślał w RMF FM, że liczba zmobilizowanych Rosjan może znacznie przekroczyć deklarowane 300 tysięcy. Nie zostało to tak dokładnie określone - zastrzegł. Nie przesądzałbym, że jakaś kolejka pod granicą gruzińską, fińską czy nawet na lotnisku pod Moskwą determinuje to, jak Rosjanie reagują na tę wojnę. Ci, którzy mogą wydać 3-4 tys. euro (na bilet lotniczy - przyp. red.), pewnie uciekną. Synowie bogatszych Rosjan będą w stanie się jakoś ewakuować z tej operacji - tłumaczył. Przyznał też, że jego zdaniem - jeśli w najbliższym czasie nie pojawi się jakieś zagrożenie dla Putina - mobilizacja się powiedzie. Masa ludzka - niezależnie od jej jakości - się gdzieś stawi w okolicach wielu frontów ukraińskich. Będzie pewnym faktem wojennym - przewidywał.
Nam się wydaje, że Putin znalazł się w sytuacji bez wyjścia, bo ma strasznie trudną sytuację wojenną - zwłaszcza po wiktorii charkowskiej, jaką odnieśli Ukraińcy. Wzrosło poczucie, że może zareagować w sposób nieszablonowy - stwierdził były ambasador RP w Afganistanie, zapytany o to, czy nuklearne groźby Putina mogą przełożyć się na realne działania. Strasznie trudno jest rozpocząć wojnę nuklearną. Łatwiej jest się obronić przed atakiem nuklearnym. Wywołanie wojny jest jakąś mieszanką psychologii, okoliczności pałacowych, o których nie wiemy. Putin sam guzika nie naciśnie - ocenił Piotr Łukasiewicz. Każdy atak - czy to byłaby 2-kilotonowa, 50-kilotonowa bomba czy jakakolwiek inna, zmieni historię świata, skieruje ją na nowe tory - zastrzegł.
Prezydent Biden ma największe zadanie w swoim życiu męża stanu: nie dopuścić do wojny atomowej. Możemy się zżymać, że Ukraińcy nie dostają tego, co w normalnej wojnie - zresztą oni podkreślają: dajcie nam te słynne rakiety lecące do 300 km. Trzeba jednak zrozumieć, że po stronie amerykańskiej uniknięcie wielkiej wojny jest najważniejszym zadaniem prezydenta. W tym kryje się taka pomoc Ukrainie, żeby stopniowo wygrała - mówił w internetowej części Popołudniowej rozmowy w RMF FM płk rez. dr Piotr Łukasiewicz, były ambasador RP w Afganistanie.
Łukasiewicz był również pytany, czy Putinowi uda się tzw. częściowa mobilizacja, czyli zgromadzenie 300 tys. żołnierzy gotowych pójść na front. Zdaniem eksperta nie będzie to ani trudne, ani niewykonalne. Wykonanie planu zgromadzenia 300 tys. ludzi, bo nie powiem, że żołnierzy nie jest czymś trudnym dla państwa, zwłaszcza autorytarnego, które nie ma problemów z oporem obywatelskim - mówił były ambasador RP w Afganistanie. Dużo trudniejszym zadaniem będzie jego zdaniem sprawienie, żeby ci ludzie do wojny byli przygotowani.
Cechą rosyjskich sił zbrojnych jest to, że one próbowały przejść na zawodowstwo w ostatniej dekadzie, od mniej więcej 2010-2012 roku. Uzawodowienie armii, przejście na system kontraktów nieco jednak -jak w przydatku wszystkich armii - odsunęło możliwości trenowania mobilizacji czy też przeszkolenia kadr, które kiedyś były w wojsku, a później wymagałyby jakiegoś takiego cyklicznego przeszkalania - tłumaczył Łukasiewicz. Mamy 300 tys. ludzi, którzy prawdopodobnie służyli w wojsku 5 lat temu, którzy wymagaliby jakiegoś zgrania. Nie ma kto przeszkolić" - dodał. "Będzie to jakaś masa ludzka, po której Ukraińcy powinni przejechać się czołgami, mówiąc bardzo brutalnie - mówił. Ważnym słowem w tym moim zdaniu jest "przejechać się czołgami", których Ukraińcy wciąż jeszcze niestety nie mają w liczbie wystarczającej do jakieś ofensywy. Będzie te 300 tys. żołnierzy, wyrównają się szanse rosyjskie, oni będą w stanie zablokować ofensywę ukraińskie prawdopodobnie punktowo przynajmniej, i to wszystko sprawi, że ta wojna się przedłuży - wyjaśniał.
Piotr Salak pytał swojego gościa również o pseudoreferenda na okupowanych przez Rosję ukraińskich terenach. Chodzi o wcielenie do Federacji Rosyjskiej tzw. Donieckiej i Ługańskiej Republiki Ludowej oraz obwodów chersońskiego i zaporoskiego. Zdaniem gościa RMF FM, żeby mogły być skuteczne, powinny zostać ogłoszone dużo wcześniej.
Putin wojnę zaczął za wcześnie, bo był do niej nieprzygotowany właściwie, a kolejne akty polityczne, czyli referenda i mobilizację robi za późno - mówił Łukasiewicz. Gdyby on to zrobił wtedy, kiedy zapowiadał - gdzieś w sierpniu czy na przełomie sierpnia i września, przed ofensywą ukraińską w Charkowie, to być może byłoby to poważniejszym aktem. Teraz zostało to słusznie wyśmiane jako próba ucieczki do przodu - mówił były ambasador. Sami Rosjanie z pewnością stwierdzą, że teraz to jest tylko i wyłącznie zupa po obiedzie, że to nie jest poważna decyzja tylko jakaś kolejna sztuczka rządu rosyjskiego. I o ile był kiedyś jeszcze sentyment w sprawie tzw. obrony ludności rosyjskojęzycznej w Ukrainie, w tych obwodach, to myślę, że tego sentymentu w tej chwili już nie ma - podsumował gość Piotra Salaka.