Rekordy od zawsze przykuwają naszą uwagę. Nic tak nie pobudza wyobraźni jak kolejne spektakularne wyczyny sportowców. Być może w najbliższy weekend doczekamy się wielkiego skoku na nartach...
Coraz dalsze skoki możliwe są z bardzo prostej przyczyny - budowane są coraz większe skocznie. Do niedawna prym wiodła pod tym względem Planica. To właśnie w Słowenii ustanowiono wszystkie rekordy globu od 1985 roku do 2005. W tym czasie najdłuższy skok oddał nawet Polak - Piotr Fijas w 1987 roku. Trzeba przyznać, że w ciągu tych 20 lat rekord znacząco się zmienił. Matti Nykanen skoczył w Planicy 191 metrów, Bjoern Einar Romoeren 239...
Ten wynik wymazano z tablic dopiero po otwarciu zmodernizowanej skoczni w Vikersund. Johan Remen Evensen skoczył tam najpierw 243 metry, później dołożył jeszcze trzy. Teraz wszyscy marzą o złamaniu granicy 250 metrów. Mówił o tym już jakiś czas temu Anders Jacobsen, teraz powtórzył Gregor Schlierenzauer. Mimo że lata się tam dalej niż kiedyś, to leci się niżej. Kiedyś leciało się wyżej, teraz nisko, ale cały czas się leci. Ta skocznia robiła niesamowite wrażenie. Na samej górze wielu zawodników aż wzdychało: "Ach, co za potwór..." - tak skocznię w Vikersund opisuje ekspert Eurosportu Adam Małysz.
I pomyśleć, że w "prehistorycznej erze sportu" najdłuższy skok na nartach wynosił 23 metry. Początkowo ustanawiali je tylko Norwegowie, jeszcze w XIX wieku. Pierwszym, który przełamał dominację Wikingów był... Amerykanin Ronald Omtvedt - w 1913 roku skoczył 51,5 metra. Jako pierwszy przekroczył bajeczną wtedy "pięćdziesiątkę". Sto lat później myśląc o rekordzie trzeba skoczyć 200 metrów dalej...
Na nartach ustanawia się nie tylko rekord odległości, ale i rekord prędkości. Najlepsi specjaliści od narciarstwa szybkiego od kilku dni walczą na mistrzostwach świata we Francji. Nasz jedynak Jędrzej Dobrowolski zajął 11. miejsce, nie wystąpi w wielkim finale, ale rezultatem 218 km/h pobił rekord kraju. Ciekawe, czy w ten weekend doczekamy się aż dwóch narciarskich rekordów.