Za nami już wszystkie indywidualne konkurencje biathlonowe. W Soczi rozdano po cztery komplety medali zarówno biathlonistkom jak i biathlonistom. Królową Igrzysk bez wątpienia Daria Domraczewa. U panów bezkonkurencyjny okazał się Martin Fourcade.
U pań liczyliśmy po cichu na polski medal. Troszkę się przeliczyliśmy, ale za poszczególne starty trzeba pochwalić Monikę Hojnisz (6. w biegu masowym ), Weronikę Nowakowską-Ziemniak (7. w sprincie) i Krystynę Pałkę (10. w biegu długim). Niestety na żadne pochwały nie zasłużyła Magdalena Gwizdoń. Cóż, może poprawi się w sztafecie. Oby...
Właściwie najwięcej niespodzianek mieliśmy już na początku w sprincie, gdzie medalami podzieliły się Anastazja Kuzmina, Olga Wiłuhina i Wita Semerenko. Faowrytki: Daria Domraczewa, Kaisa Makarainen czy Gabriela Soukalova daleko. Zresztą Finka w Soczi nie zdobyła ani jednego medalu. W biegu pościgowym rozpoczął się koncert Domraczewej. Białorusinka na trasę ruszała jako 9., ale wygrała z ogromną przewagą. Tora Berger (startująca jako 10.) straciła do niej 37 sekund, a Teja Gregorin (startowała jako 15.) 42 sekundy. Mocno się więc to wszystko potasowało.
W biegu na 15 kilometrów Białorusinka znów miała inne partnerki na podium. Tym razem Selinę Gasparin i swoją koleżankę z reprezentacji Nadieżdę Skardino. Przewaga Domraczewej? Grubo ponad minuta... Wreszcie bieg masowy. Domraczewa do mety dotarła niezagrożona. Za nią ostro walczyły Tiril Eckhoff i Soukalova. Ostatecznie lepsza Czeszka. Na podium stało więc 10 zawodniczek. 3 złota zdobyła Domraczewa. Pozostałe zawodniczki miały po jednym medalu, w tym Kuzmina złoto. Było więc ciekawie.
Równie interesująco wyglądała naznaczona mgłą rywalizacja mężczyzn, którzy przez dwa dni nie mogli rozegrać biegu masowego, ale o tym później. Najpierw o Ole Einarze Bjoerndalenie. Weteran o ułamki sekund wygrał sprint - zdobył swój 13 medal na Igrzyskach i zrównał się z wielkim biegaczem Bjornem Daehlie. Srebro zdobył Dominik Landertinger, a brąz Jaroslav Soukup. Podobnie jak u pań żaden zawodnik z tej trójki indywidualnie już się na podium nie wdrapał. W biegu pościgowym najlepszy był Martin Fourcade przed Odnrejem Moravcem i Jaenem Beatrixem. Bjoerndalen mógł mieć medal, ale słabo strzelał (3 pudła). Na długo zapamiętany zostanie gest Francuza, który po ostatnim bezbłędnym strzelaniu nie rzucił się od razu do biegu w kierunku mety tylko odwrócił się do trenerów i kibiców pokazując "to ja jestem najlepszy". Niesamowita pewność siebie, która zresztą przyniosła efekty, bo Fourcade wygrał też bieg indywidualny. Tu wyprzedził Erica Lessera i Jewgienija Garaniczewa. Na koniec w biegu masowym uległ Emilowi Helge Svendsenovi, ale dosłownie o milimetry. Brąz dołożył Moravec, co tylko pozuje, że nasi południowi sąsiedzi są bardzo mocni.
Nie da się tego powiedzieć o Polakach. Nie chcę się pastwić nad naszą czwórką. Nie o to chodzi. Smutne tylko, że męski biathlon przechodzi taką zapaść. Żaden z naszych nie załapał się do biegu pościgowego o masowym nawet nie wspominam. W sprincie Krzysztof Pływaczyk 64 mimo tylko jednego pudła. Od Grzegorza Guzika i Rafała Lepela gorszy był tylko jeden Kazach. W biegu na 20 kilometrów Łukasz Szczurek 51 - też z zaledwie 1 pudłem. Guzik i Łukasz Słonina byli lepsi tylko od Węgra, który miał 8 pudeł...
Ciekawie zapowiadają się sztafety. W tych mieszanych stawiam na Norwegię, Czechy i może jednak Niemcy? W męskiej sztafecie ponownie trzeba wskazać Norwegów i Czechów. Nie wolno zapomnieć o Rosji i Francji. U pań silna może być Białoruś, Rosja, Norwegia. Niemki chyba jednak za słabe. Pytanie co zrobią nieobliczalne Ukrainki no i oczywiście Polki. Przed nami jeszcze 3 biathlonowe biegi w Soczi oby emocje były równie wielkie jak dotychczas!