Czy są pełnoletni katowiczanie, Ślązacy, którzy nie mają ani jednego wspomnienia ze Spodkiem? Wolę myśleć, że nie. Być może dlatego, że Spodek towarzyszył mi w tak wielu ważnych momentach. Zdałam sobie z tego sprawę niedawno, tuż przed jubileuszowymi urodzinami tego nietypowego 50-latka.
Jestem za młoda na to, by pamiętać jak przebrany w górniczy mundur Fidel Castro opowiadał w Spodku o kubańskiej rewolucji i o tym, że socjalizm wytycza kierunek rozwoju ludzkości. Za młoda, by przywoływać wielką wystawę samochodową, na której po raz pierwszy zaprezentowano Fiata 126p. Triumf Polaków nad drużyną ZSRR na mistrzostwach świata w hokeju w 1976 roku? To żywe wspomnienie, ale w pamięci mojego ojca, który przeprowadzkę do Katowic w 1976 r. miał jeszcze przed sobą. Żałuję też, że nie mogę odgrzebywać w pamięci obrazów z koncertów Metalliki, Tiny Turner czy Deep Purple.
Historia mojej relacji ze Spodkiem zaczyna się później, bo w 2005 roku. Wtedy, pierwszy raz zobaczyłam przed Spodkiem tłumy kibiców - to byli fani ówczesnego siatkarskiego mistrza Polski Ivett Jastrzębia Borynia czekający na mecz Ligi Mistrzów. Do dziś pamiętam zielono-czarno-żółte flagi powiewające w tłumie oczekującym na wejście do hali. Spotkanie... bodajże z Noliko Maaseik udało mi się zobaczyć, bo tak jak moje koleżanki z klasy grałam w siatkówkę w uczniowskim klubie sportowym. Wtedy pierwszy raz zobaczyłam na żywo, jak może wyglądać kibicowski doping i jak gorąca atmosfera może panować w tak wyjątkowym miejscu jak Spodek.
Kilka miesięcy później dla dziewczyn w kategorii młodzików zorganizowano turniej, którego stawką było zagranie meczu z siatkarską kadrą pań. Z tą drużyną, która w Katowicach przygotowywała się do wyjazdu na mistrzostwa Europy w Chorwacji. "Złotka" w Katowicach miały zaplanowane dwa sparingi. Nam pozwolono podawać piłki w trakcie ich treningu, a potem w trakcie meczów towarzyskich. Oczywiście przy okazji robiłyśmy sobie zdjęcia i zbierałyśmy autografy od gwiazd tamtego zespołu. Dla mnie to było takie przeżycie, jak dziś dla chłopca zakochanego w futbolu spotkanie z Robertem Lewandowskim. Pamiątki po spotkaniu ze "Złotkami" są tym bardziej cenne, że nie ma już z nami takich postaci jak Agata Mróz czy Andrzej Niemczyk.
Nasz zespół nie wygrał turnieju rozgrywanego w dużej hali Spodka, co było ogromnym rozczarowaniem. Rodzice i trener, by nas pocieszyć, zabrali nas na obiad i lody do funkcjonującej w Spodku Restauracji Olimpijskiej. Po deserze, gdy razem z tatą wsiadaliśmy do jego taksówki, (bo tata od lat wozi ludzi na koncerty, targi czy mecze nie tylko do Spodka), zaczepiło nas dwóch młodych mężczyzn, którzy prosili, aby wskazać im drogę do jednej z katowickich dzielnic - akurat tej, w której mieszkała moja rodzina. Tata powiedział, że najłatwiej będzie, jeśli po prostu za nami pojadą. Gdy już byliśmy na jednej z głównych ulic Piotrowic, tata się zatrzymał i spytał zagubionych chłopaków, gdzie konkretnie potrzebują dojechać. Okazało się, że na ulicę, przy której mieszkamy. Kiedy przyjechaliśmy pod wskazany adres, jeden z pasażerów powiedział, że szuka państwa Makarewicz. Tata zdziwiony przyznał, że w takim razie młodzi mężczyźni trafili idealnie, bo on nosi to nazwisko. Okazało się, że Artur, bo tak się nazywał jeden z dwudziestoparolatków, przyjechał zobaczyć się z moją starszą siostrą, którą poznał, gdy była na wymianie studenckiej w Stanach Zjednoczonych. Dziś Artur to mój szwagier.
Później oczywiście zdarzały się koncerty w Spodku, wypady na lodowisko, w małej hali były też rozgrywane mecze szkolnych rozgrywek sportowych. Przyszedł w końcu 2014 rok, kiedy w Katowicach rozgrywane były najważniejsze mecze siatkarskich mistrzostw świata. Razem ze znajomymi oglądaliśmy spotkania Polaków w strefie kibica utworzonej przed Spodkiem. Nic jednak nie może się równać z tym, co działo się przed obiektem, gdy Polska grała w finale z Brazylią. Hymn odśpiewany przez tysiące osób, zarówno w hali i jak i na zewnątrz, musiał być słyszany przynajmniej w Chorzowie. Napięcie wzrastało z każdą kolejną akcją. Gdy w końcu Polakom udało się skończyć ostatnią piłkę, miałam wrażenie, że skaczący z radości kibice wywołali pierwsze w historii Górnego Śląska pozytywne "tąpnięcie". Nigdy nie widziałam tylu osób tańczących w centrum miasta, a doświadczyłam Światowych Dni Młodzieży w Krakowie.
W kolejnych latach zaczęłam pisać o siatkówce i dzięki zaufaniu przełożonych mogłam relacjonować mecze naszej kadry w rozgrywkach Ligi Światowej, mistrzostw Europy czy Ligi Narodów. Czuć dreszcze, gdy hymn śpiewany jest a capella. Jednocześnie ze smutkiem obserwowałam, że pozycja Spodka w hierarchii miejsc, gdzie organizowane są koncerty, spada. Największe gwiazdy częściej grają dziś w Krakowie, Łodzi czy na Stadionie Narodowym. Wielkich muzycznych imprez jest może mniej, ale Spodek dobrze odnalazł się w nowej rzeczywistości. Ktoś wymyślił sobie, że w Katowicach będą się odbywał międzynarodowy turniej e-sportowy Intel Extreme Masters. O tym, że był to strzał w "10" najlepiej świadczy to, że co roku do wejścia Spodka ustawiają się gigantyczne kolejki fanów e-sportu. Kolejny dobry ruch to inicjatywa Gastro Fajer, która latem ożywia tarasy Spodka. Pojawili się na nich DJ-e, food trucki, kino plenerowe i setki młodych ludzi pragnących wyluzować się po ciężkim tygodniu. Wygląda na to, że Spodek starzeje się z godnością.
Czego mogę dziś życzyć 50-latkowi? Żeby nigdy mieszkańcom Katowic, Śląska i całej Polski nie zobojętniał. I żeby zawsze wokół niego gromadzili się ludzie gotowi na stworzenie nowych, pięknych wspomnień.