Od kilku tygodni czytamy i słyszymy, że głównym tematem rozmów prezydenta USA w Warszawie będzie gaz z łupków. Padają ogólniki: współpraca, rozwój, wsparcie. O czym konkretnie będzie ta rozmowa? Konkretnie - to nie wiadomo, a kiedy nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze. Spróbujmy domyślić się, czego mogły by dotyczyć rozmowy.
Amerykanie chcą być pewni, że ich firmy, które zainwestują w Polsce setki milionów, będą mogły kiedyś zarobić dzięki temu miliardy. Woleliby też pewnie wiedzieć jaką część tych zysków koncerny będą musiały przekazywać polskiemu rządowi. W przeddzień przyjazdu prezydenta Obamy premier po raz pierwszy zapowiedział, że Polska nie zadowoli się tylko bezpieczeństwem energetycznym: "Chcemy na tym zarabiać" - powiedział i dodał tajemniczo, że rząd ma już gotowe projekty rozwiązań prawnych.
Zarobić można dużo. Z moich rozmów z ekspertami i przedstawicielami koncernów wynika, że rezultaty wstępnych badań są obiecujące. Wydajne polskie złoża plus wysokie europejskie ceny równa się duży zysk, potencjalnie wiele miliardów dolarów, do podziału z właścicielem złóż, czyli polskim państwem.
Firmy na razie dysponują koncesjami na poszukiwania, żeby zarabiać, będą potrzebować od rządu koncesji wydobywczych. Wbrew pozorom, czasu nie jest wiele. Dwa miesiące temu informowałem, że kilka firm ma plan uruchomienia testowej produkcji już za dwa - trzy lata. Teraz jeden z ministrów ocenia, że w 2015 roku w Polsce z łupków popłynie miliard metrów sześciennych gazu. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, kilka lat później Polska może być źródłem zaopatrzenia dla Europy.
Amerykanie szacują, że nasz kraj ma w łupkach zapas gazu na 350 lat. Oczywiście nawet największe koncerny nie będą czekać tak długo. Zamierzają zarobić znacznie szybciej. Zużycie błękitnego surowca nad Wisłą jest niskie. Zanim powstaną elektrownie gazowe, gaz z łupków popłynąć może za granicę. Przez Świnoujście, rury Jamału, czy przez nowe połączenia? - to też pewnie pytanie ważne dla Amerykanów. Dla polskich podatników ważniejsze jest to, że w obliczu możliwości eksportu, rząd przestał przekonywać, że niskie podatki miałyby służyć odbiorcom gazu w Polsce i - jak rozumiem - zamierza negocjować z Amerykanami wysokość opłat.
Ponad rok temu alarmowałem, że obecne regulacje w Polsce są nieprzystosowane do perspektywy gazowego boomu i produkcji gazu przez inne podmioty niż PGNiG. Dotyczy to między innymi opłat. Koncesje - prawie za darmo, podatki plus opłata eksploatacyjna -niskie. Swój wpis zatytułowałem "Gaz jest. Kuwejtem nie będziemy." Teraz prawdziwości pierwszego zdania możemy być pewni. Drugiego - zobaczymy. Oczywiście państwo nie uzyska z gazu czy ropy 90% swoich dochodów, jak w Kuwejcie, ale miejmy nadzieję, że w zapowiedzi premiera nie chodzi tylko o słupki ilustrujące poparcie w sondażach, ale i o wykresy dotyczące budżetu.
Prezydenci tego nie załatwią. Potrzebne są negocjacje i rozstrzygnięcia korzystne dla obu stron. Koncerny muszą mieć swoje słupki nad kreską. Ich biznes musi być opłacalny. Państwo powinno dostać swoją dolę, tak by dziury w ziemi pomogły nam w przyszłości zapomnieć o dziurze w budżecie. "Jesteśmy gotowi płacić podatki polskiemu państwu" - mówi mi dyrektor jednego z koncernów obecnych w Polsce. Wilk syty i owca cała. Co z niedźwiedziem? O tym następnym razem.