"Przy takiej okazji chciałbym naprawdę popisać się czymś nadzwyczajnym, ale co z tego, skoro gość i tak woli hamburgery" - ubolewa w izraelskiej telewizji szef kuchni Hotelu Króla Dawida w Jerozolimie. W hotelu nie ma ani jednego wolnego pokoju. Wszystkie 250 zarezerwowano dla świty gościa od hamburgerów. Do jego ochrony zaangażowano dziesięć tysięcy ludzi, w mundurach i bez. Według 'Jerusalem Post', to największa tego typu operacja w Izraelu od czasu wizyty Jana Pawła Drugiego w 2000 roku.
Gość nazywa się George W. Bush. Przywiezie ze sobą śmigłowce, opancerzone limuzyny, pokojowe propozycje dla Izraela i Palestyńczyków i wojenną gotowość wobec Iranu.
Szczegóły wizyty są tajemnicą. Wiadomo, że Bush wybiera się na pielgrzymkę do Betlejem i Kafarnaum. Potem poleci ugłaskać prezydenta Egiptu, nieco obrażonego za obcięcie amerykańskiej pomocy militarnej. Wcześniej ma odwiedzić kraje nad Zatoką: Arabię, Emiraty, Kuwejt i Bahrajn.
Założę się o wypasionego hamburgera, że prezydent pojawi się też w Bagdadzie. Irak, delikatnie mówiąc, nie przysłużył się Bushowi, ale "niezapowiedziana" wizyta będzie bardzo efektowna.
Oficjalnym celem numer jeden tej dziewięciodniowej podróży jest wspieranie porozumienia Izraela z Palestyńczykami. Prezydent chce odejść opromieniony blaskiem pokojowego sukcesu. Mniej oficjalnie, leci na wschód, by przygotować sojuszników na wojenną ewentualność.
Izraela mobilizować nie trzeba. Podobno premier tego kraju chce pokazać gościowi dowody, które przeczą wnioskom amerykańskiego wywiadu, o tym że Iran wstrzymał swój program atomowy. 'Sunday Times' pisze wręcz, że przy okazji izraelska armia przedstawi Bushowi plan ataku na Iran.
Arabskim sojusznikom, którzy ostatnio są przedmiotem zalotów irańskiego przywódcy, prezydent postara się przypomnieć, że nie zawsze można przyjaźnić się ze wszystkimi i że pielgrzymka Ahmadineżada do Mekki, to za mało, by mógł zyskać zaufanie.
Zanim Bush zacznie wizytę, w New Hampshire skończą się prawybory.
W mediach zaczyna pojawiać się nazwisko Barack Obama. To kandydat, który lubi podkreślać, że od początku był przeciwko wojnie w Iraku i że jako prezydent, w półtora roku po wyborach, wycofa amerykańskie wojska z misji.
Ile będzie tych misji w chwili wyborów???