W dniu w którym prezydent Obama zatwierdza wydanie miliardów dolarów na nowe amerykańskie mosty i elektrownie wiatrowe, pod warunkiem że będą budowane wyłącznie z amerykańskiej stali, polski rząd w imię "międzynarodowego zaufania dla polskiego rynku" umywa ręce w sprawie możliwego bankructwa setek rodzimych firm, które dały się skusić na opcje walutowe.
W międzynarodowy dzień kota, premier objaśnił za to londyńskim spekulantom, kiedy mogą się spodziewać chwilowego zwrotu kursu złotego. Potem zauważył, że ogłoszona sprzedaż euro po 5 zł, nie jest interwencją, prawdopodobnie mając na myśli fakt, że według podręczników, interwencją zajmuje się bank centralny.
Niestety, polityka miłości i polityka kursowa są nie do pogodzenia, bo zamiast Polaków, zaniepokojonych losem złotego, premier uspokoił spekulantów sygnałem: "w Polsce hulaj dusza".
Nawet Rosja za zachomikowane miliardy dolarów z ropy nie powstrzymała spadku kursu rubla. Jeśli więc wyznawać zasadę, że jesteśmy za biedni i za bardzo uzależeni od zagranicznego kapitału, by skutecznie ratować naszą gospodarkę, o walucie nie wspominając, to może przynajmniej warto nie robić z siebie pośmiewiska. Zalecam pobranie nauk w kwestii dawania nauczki spekulantom, choćby w Rumunii, a najlepiej u szefów koncernu Porsche.