40 lat temu głośno było o francuskim "Manifeście 343 dziwek", w którym Simone de Beauvoir, Catherine Deneuve, Jeanne Moreau i 340 mniej sławnych dam żądało prawa do aborcji. Wkrótce ma się ukazać "Manifest 343 drani" w obronie prawa do korzystania z usług prostytutek. Zamach na płatną miłość? Czegoś takiego Francja nie widziała! Zwolennicy handlu cielesnymi uciechami grożą małą rewolucją! Feministki wpadły w szał!
Manifest o mocno agresywnym tytule "Ręce precz od mojej k..." ma się ukazać w tym miesiącu. To reakcja na plany penalizacji prostytucji. Obywatel Republiki przyłapany na korzystaniu z usług pań lekkich obyczajów miałby uiścić mandat w wysokości 1500 euro, a w razie recydywy ciężar byłby podwojony.
"Homo i hetero, monogamiści i libertyni, lojalni i zmienni, wszyscy jesteśmy mężczyznami" - deklarują z dumą sygnatariusze - "Wierzymy, że każdy ma prawo sprzedawać swoje uroki, a nawet to lubić. Sprzeciwiamy się temu, by deputowani dekretowali normy dotyczące naszych potrzeb i rozkoszy" - dodają, przypuszczając przy tym niesłychany w dzisiejszych czasach atak na front feministyczny, określając go mianem "stronnictwa represji".
Front nie pozostaje dłużny. Ministra do spraw praw kobiet zauważa, że 343 dziwki domagały się prawa do rozporządzania własnymi ciałami, podczas gdy 343 drabów żąda praw do korzystania z ciał cudzych. Z kolei prezydentka Ligi Praw Kobiet (o intrygująco swojsko brzmiącym nazwisku Anne Zelensky) dodaje, że 343 amatorów prostytucji najwyraźniej zapomina o cierpieniu i poniżeniu seksualnych niewolnic.
Wśród rewolucyjnie podnieconych sygnatariuszy obok byłego szefa MFW Strauss-Kahna jest również aktor Nicolas Bedos, który zauważa: "zakazywanie prostytucji, to jak zakazywanie deszczu". Porównanie Bedosa nie jest jednak precyzyjne. Nowe przepisy nie mają deszczu zakazywać. Chodzi raczej o wprowadzenie podatku od opadów.
Zadłużona Francja, którą wielu ekonomistów zalicza już do niesławnej Europy Południowej, szuka w panice źródeł dochodu i opodatkowuje co się da. Rząd Republiki domaga się np. danin od dużych samochodów, od smartfonów i wprowadza 75% podatek dochodowy, który tak nasilił rusofilię Gerarda Depardieu. Kształt proponowanego rozwiązania - wykroczenie, nie przestępstwo, mandat, zamiast regularnej kary - budzi podejrzenia, że chodzi nie tyle o krzywdy kilkudziesięciu tysięcy kobiet, ile o kolejny sposób zatkania dziury budżetowej!
Swoją drogą tylko patrzeć jak zadłużone rządy śmielej sięgną po podatki z prostytucji. Ostatecznie już od przyszłego roku seks biznes ma być wliczany w Unii Europejskiej do statystyk PKB. Zgaduję, że nasze władze nie zostaną w tyle i wynajdą sposób, by zarobić na branży, wartej z całą pewnością setki milionów złotych rocznie.