Niemal dokładnie rok temu pisałem na swoim blogu o tyle ciekawej, co niezauważonej w naszych mediach propozycji utworzenia Ekonomicznego Rządu Europy. Wspomniał o niej były minister finansów Niemiec. Kilka osób, które nie mają lepszych zajęć niż czytanie tego bloga pukało się potem na mój widok w czoło.
Sam też się pukałem, bo chociaż przeczuwam, że konsekwencją politycznej integracji w Europie, musi być kiedyś wspólne zarządzanie eurogospodarką, wziąłem wypowiedź byłego ministra za kwestię wyjętą z dopiero kreślonego scenariusza przyszłej historii Europy. Jak się właśnie okazuje, kryzys przyspieszył historię. Projekt Ekonomicznego Rządu Europy zaczyna nabierać kształtów.
Powodem, czy jak kto woli pretekstem, jest niesubordynacja południa. Kraje śródziemnomorskie, holowane przez lata w stronę dobrobytu przez niemiecką machinę gospodarczą, beztrosko narobiły sobie długów. Na dodatek bezczelnie ukrywały przed Unią prawdziwe rozmiary tych swoich minusów. Po jesiennych wyborach w Grecji okazało się, że dziurka budżetowa w księgach ministra finansów poprzedniego rządu, tak naprawdę jest megadziurskiem. Inwestorzy odpłynęli z Grecji, a ponieważ w Helladzie dawno nie mają drachm, ale euro, problem godzi w całą strefę, szczególnie że wzbudził też obawy o przyszłą wypłacalność Hiszpanii, Portugalii i Włoch.
Grecy i inni utracjusze pozostaną w euroferajnie. Jednak Niemcy i Francuzi poproszą o coś w zamian. Rządy będą musiały oddać kawał suwerenności gospodarczej.
Rolę reprezentanta projektu dostał przewodniczący Rady Europy. Herman van Rompuy, tzw. unijny prezydent, rozesłał już do europejskich stolic pismo, w którym proponuje "wspólne zarządzanie gospodacze". Pismo miało być tajne, ale kopię zdobyła agencja A.P. Pomysł wydaje się genialny w swojej prostocie. Herman van Rompuy pisze, że eksperci będą wyznaczać zadania dla poszczególnych krajów i potem sprawdzać ich wykonanie. Kto się nie zastosuje nie dostanie unijnej pomocy.
Dyscyplina będzie oznaczać koniec poprawiania nastrojów społecznych za pożyczane miliardy. Koniec szeptanych w gabinetach "maniana" i "domani".
Skończy się również "jakoś to będzie", bo Niemcy proponują, by do mechanizmu włączyć nie tylko kraje eurolandu, ale całą "27". Ale to będzie już po wyborach...