Nie będzie unijnej procedury karnej przeciwko Francji za masowe deportacje rumuńskich Romów do ojczyzny. Ogłosiła to dzisiaj wice szefowa Komisji Europejskiej - ta sama, która w głupi sposób porównywała wspomniane deportacje do hitlerowskich łapanek Żydów. Tak naprawdę wszystko było przez Sarkozy'ego zaplanowane - głośne kłótnie z Brukselą przyniosły mu duże korzyści polityczne.
Wielu obserwatorów podkreśla, że francuska polityka wobec Romów, która wywołała unijną burzę (w szklance wody), w praktyce nie rożni się zbytnio od tego, co robią władze wielu innych krajów UE. Niemiecki rząd podpisał np. umowę z władzami Kosowa o odesłaniu do tego kraju 12 tysięcy Romów. Jedyna różnica polega na tym, że Angela Merkel nie chce o tym zbyt głośno mówić, a Sarkozy wręcz przeciwnie - specjalnie nagłośnił likwidowanie nielegalnych cygańskich obozowisk i masowe deportacje rumuńskich Romów do ojczyzny. Zacierał wręcz ręce ze szczęścia, kiedy Bruksela, lewicowa opozycja i organizacje broniące praw człowieka głupio porównywały go do Hitlera. Dlaczego? Odpowiedz jest prosta i matematyczna. Bez głosów sympatyków nacjonalistycznego Frontu Narodowego, którzy żądają zaostrzenia polityki antyimigracyjnej i skuteczniejszej walki z przestępczością, Sarkozy nie może nawet marzyc o zwycięstwie w wyborach prezydenckich za dwa lata.
Nawet małe dzieci wiedza, że największym problemem we Francji są imigranckie getta, w których bezrobocie bije rekordy i które stały się strefami bezprawia. Policjanci boją się tam wchodzić. Setki samochodów podpalanych przez młodzieżowe bandy są tylko widocznym wierzchołkiem góry lodowej. Tak naprawdę rządzą tam islamscy ekstremiści oraz arabskie organizacje mafijne, które zajęły miejsce dawnej "French Connection" i są w stanie zastraszyć funkcjonariuszy (w Grenoble członkowie "elitarnej" Brygady Kryminalnej musieli się niedawno ukrywać z rodzinami w miejscach utrzymywanych w tajemnicy, bo gangsterzy grozili im zemsta za śmierć ich kolegi - Karima Boudouda'y, który zginął w czasie strzelaniny z policjantami po napadzie na kasyno).
Problem polega na tym, że Sarkozy już od wielu lat - od czasu, kiedy był szefem MSW - zapowiada, że "zaprowadzi tam porządek". Bez rezultatów. Musiał wiec znaleźć coś innego, by się "wykazać". Likwidowanie nielegalnych obozowisk Romów było oczywiście nieporównywalnie łatwiejsze, niż "zaprowadzenie porządku" w kolorowych gettach: nikt do przybywających policjantów nie strzelał, nie obrzucał ich kamieniami, nie zastawiał na nich pułapek w ślepych uliczkach i nie podpalał ich radiowozów. Tym bardziej, że każdy rumuński Rom odsyłany do ojczyzny otrzymywał od francuskiego rządu zapomogę w wysokości 300 euro (lub więcej, jeżeli wsiadał do samolotu z dziećmi), za którą po kilku dniach mógł bez problemu wrócić do Paryża…
Polityczny cyrk przyniósł Sarkozy'emu spodziewane rezultaty. Sondaże wskazują, że odzyskał poparcie sympatyków Frontu Narodowego, którym bardzo spodobały się jego iście teatralne kłótnie z Komisją Europejską. Strefy bezprawia w imigranckich gettach nie zniknęły, powstaną we Francji nowe nielegalne obozowiska Romów, którzy wracają z Rumunii - ale Sarko może znowu zacząć marzyc o przedłużeniu swojego pobytu w Pałacu Elizejskim. Chyba, że zostanie politycznie pogrzebany przez związkowców razem z reforma emerytur i ministrami zamieszanymi w lawinę afer finansowych - a prawica, z sympatykami Frontu Narodowego łącznie, znajdzie lepszego kandydata.