Bez względu na finał, skala tego przedsięwzięcia jest taka, że powinno się stawiać znak równości między tą akcją a 11 września - mówi o działaniach czeczeńskich terrorystów w moskiewskim teatrze Bartłomiej Sienkiewicz, b. dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich. Dodaje jednak, że właściwie jedynym sensownym wyjściem z sytuacji są negocjacje.
Skala tego terrorystycznego zamachu jest takiej natury, że właściwie wyklucza uderzenie, gdyż jest to olbrzymie pomieszczenie. Przy takiej liczbie zakładników daje to możliwość ukrycia się wśród nich. Uderzenie musi się wiązać z bardzo poważnymi stratami. Problem polega na tym, że oni nie chcą negocjacji, nie podjęli dialogu. Postawili żądania i zerwali łączność. „Przyjechaliśmy nie po to, by przeżyć, ale po to, by umrzeć” – to jest najgorszy scenariusz. Na razie wszystko to zmierza ku niedobrym wariantom - mówi Sienkiewicz.
Według niego zamach w Moskwie to duży cios w samego prezydenta Rosji Władimira Putina, który twierdził, że „kwestia czeczeńska” jest rozwiązana.
Proszę zwrócić uwagę, że cała prezydentura Putina, jego odbiór społeczny został zbudowany na poczuciu złudnego bezpieczeństwa, jakie Putin zapewnił Rosjanom. „Kwestia czeczeńska” nie została rozwiązana. A jak było też widać w ostatnim roku kwestia bezpieczeństwa – wszystko jedno czy kryminalnego czy nie - w Rosji także istnieje. To rodzaj politycznej pułapki, w jakiej znalazł się prezydent Putin: bez względu na to, jaki będzie scenariusz rozwiązania, czy siłowy, związany nieuchronnie z ofiarami, czy też negocjacyjny, to jego prestiż niewątpliwie ulegnie wyraźnemu nadwyrężeniu - uważa Bartłomiej Sienkiewicz.Z byłym dyrektorem Ośrodka Studiów Wschodnich rozmawiał Tomasz Skory. Posłuchaj całego wywiadu:
Foto: Archiwum RMF
09:25