Porozumienie na najwyższym szczeblu między premierem Mateuszem Morawieckim a Jean-Claudem Junckerem może nie wystarczyć, jeżeli nie będzie porozumienia na niższym szczeblu. A dokładnie - dialog Polski z Timmermansem i krajami UE jest trudniejszy niż z szefem KE Junckerem.
Według moich informacji Morawiecki rozmawia z Junckerem na tematy bardziej globalne, dotyczące przyszłości UE i miejsca Polski. Morawiecki proponuje w swoich rozmowach z Junckerem i Merkel powrót Polski do Europy - ujawnia mi jeden z polityków PiS. Według jego słów, prezes PiS Jarosław Kaczyński uznał, że "Polska otrzymała już od USA wszystko, co było obecnie możliwe, więc postanowił przestawić Polskę na tory bardziej proeuropejskie. Stąd m.in. dymisja proamerykańskich ministrów i wejście Polski do PESCO".
Dla Junckera, federalisty, który jednak przywiązuje wielką wagę do obecności Europy Środkowej i Wschodniej w UE, to kusząca perspektywa. Problem jednak polega na tym, że taki zwrot musi być poparty konkretami. Z obu stron. Komisja Europejska musi więc przestać traktować Polskę paternalistycznie, bo nie ma monopolu na prawdę. Nie może stosować podwójnych standardów i ganić Polskę za coś, co akceptuje bez problemu u "starych" krajów UE. Te podwójne standardy dostrzegają nawet niekiedy dziennikarze zachodnich mediów.
W luksemburskiej gazecie "Le Jeudi" można przeczytać, że sędzia Lucia Serena Rossi, która zastąpi w Trybunale Sprawiedliwości UE Antonio Tizzano (tego, który zapominając o bezstronności, sugerował KE żeby wnioskowała o dzienne kary ws. Puszczy Białowieskiej) sama przyznaje się, że uzyskała to stanowisko dzięki poparciu rządu, a w szczególności - dzięki poparciu wiceministra ds. europejskich.
Fakt, że sędzia oficjalnie dziękuje (...) swojemu protektorowi jest niecodzienne i wypada źle w momencie, gdy Komisja Europejska wytyka polskiemu rządowi nominacje sędziów - pisze w dzisiejszym wydaniu gazety Dominique Seytre. Dobrze by się stało, gdyby szef KE przeczytał ten artykuł w swojej rodzimej gazecie, bo na razie nie widać - poza zmianą tonu - zapowiadanego przez Junckera "zbliżania się Polski do KE i KE do Polski".
Dzisiejsza Rada UE na której wiceszef KE Frans Timmermans prezentował informację na temat stanu rozmów w kwestii praworządności z Polską nie różniła się od poprzednich. Atmosfera była podobna - powiedział mi jeden z unijnych dyplomatów. Dyskusja (...) była bliźniaczo podobna do tej, której byliśmy świadkami kilka miesięcy temu - mówił również po Radzie wiceszef polskiego MSZ Konrad Szymański.
Timmermans nie oszczędził sobie długiego wywodu nt. grzechów rządu PiS, szczegółowo opisując jak to przez dwa lata nie było żadnego dialogu w kwestii praworządności. Wprawdzie mówił o rozpoczętym w styczniu dialogu, ale wielokrotnie powtarzał, że aby był on skuteczny, to muszą być rezultaty. Mówił, że oczekuje, że Polska przedstawi odpowiedzi na rekomendacje KE dotyczące reformy sądownictwa, czyli dawał do zrozumienia, że ruch jest po stronie Polski. Trudno było dostrzec w jego wypowiedzi, że KE także zbliża się do polskiego stanowiska.
Tymczasem jest także pole do ustępstw ze strony KE. Polscy dyplomacji podkreślają, że w rekomendacjach KE jest wiele błędów, np. niezrozumienie roli asesorów w polskim sądownictwie. Także Polska musi szukać możliwości porozumienia, przygotować cały pakiet działań, które umocniłyby naszą pozycję w UE, a jednocześnie umożliwiłyby kompromis z Komisją Europejską. Jeżeli w przygotowywanej "Białej Księdze" znajdzie się tylko wyjaśnianie naszej reformy sądownictwa i porównywanie jej do istniejących systemów w krajach UE, to będzie to niewystarczające. I szansa na kompromis przepadnie.