Tutaj w Brukseli nikt nie ma wątpliwości, że Niemcom chodzi o wywarcie presji między innymi na Polskę. Angela Merkel już wcześniej zapowiadała, że jeżeli nie będzie solidarności w sprawie uchodźców to Schengen jest zagrożone. Minister Trzaskowski oficjalnie jednak zaprzecza, jakoby decyzja Niemiec była rodzajem szantażu, czy ostrzeżeniem. Bo nie wypada mu mówić inaczej.
Dla Polaków, a pokazują to wszystkie sondaże, swoboda przemieszczenia się, to jedna z największych zdobyczy członkostwa w Unii Europejskiej. Cena jest więc za wysoka. Polski rząd prawdopodobnie się ugnie i zgodzi się na przyjęcie żądanej liczby uchodźców.
Presja jest tak ogromna, że ministrowie prawdopodobnie zgodzą nie co do szczegółów, ale co do zasady przyjęcia dodatkowo 120 tys. uchodźców i prawdopodobnie także na utworzenia stałego mechanizmu ich rozdzielania.
Niemcy są rozwścieczeni do białości na kraje, które się sprzeciwiają - powiedział mi jeden z unijnych dyplomatów. Nawet jeżeli kraje Grupy Wyszehradzkiej powiedzą "nie", to zostaniemy przegłosowani.
Polska zresztą łagodzi stanowisko. W pierwszej wersji dokumentu przygotowanego przez przewodniczący Radzie UE Luksemburg - nie ma wprawdzie zapisu o obowiązkowym systemie relokacji. Jest więc pewna nadzieja, że da się rozmyć zapisy o obowiązkowym systemie. Jednak zgoda na podział w pierwszej fazie 120 tys. uchodźców - wydaje się przesądzona.
Moje źródła twierdzą, że za tydzień ma zostać zwołane kolejne posiedzenie ministrów spraw wewnętrznych, na którym dopracowane zostaną już szczegóły. Szef Rady Europejskiej Donald Tusk zapowiedział, że jeżeli nie będzie jednomyślności na dzisiejszym spotkaniu, to zwoła szczyt przywódców. Jednak w kuluarach mówi się, że Berlin tego nie chce, by nie dać nam prawa weta.
Katarzyna Szymańska-Borginion