Minister Błaszczak organizuje w Brukseli antytuskowy show, a najmocniejsze argumenty w sprawie uchodźców padają na końcu.
Szef MSWiA Mariusz Błaszczak nigdy nie organizował konferencji prasowej w polskiej sali dla dziennikarzy w radzie UE. Tym razem postanowił się spotkać, ale głównie po to, żeby zaatakować Donalda Tuska za jego wypowiedź, że nie przyjmując uchodźców, Polska musi się liczyć z konsekwencjami.
Powodów do krytyki Tuska jest sporo, ale w tym wypadku przewodniczący Rady Europejskiej nie odpowiada (inna instytucja!) za groźbę pozwu, którą sformułował dwa dni temu komisarz ds. migracji Awramopulos. To że Tusk mówi o konsekwencjach nieprzyjmowaniach uchodźców nie jest groźbą, tylko stwierdzeniem faktu, z którym przecież zgadza się sam Błaszczak, gdy deklaruje, że "gorsza jest relokacja niż kary".
Minister w tej realizacji strategii obliczonej wyłącznie na wewnętrzny efekt gubi niestety merytoryczną stronę ważnej debaty w prawie uchodźców. Nie wyjaśnia szczegółowo, dlaczego nie postępujemy "sprytniej" i "pragmatyczniej" jak np. Czesi, którzy dla zachowania pozorów i uniknięcia kary przyjęli kilkunastu uchodźców. Daje do zrozumienia, że to niewiele by zmieniło.
Najciekawsze i najmocniejsze argumenty w tej debacie padają na samym końcu konferencji... z ust wiceministra Jakuba Skiby. Skiba przyznał, że początkowo rząd PiS deklarował przyjęcie 100 uchodźców. Potwierdza to dokument Komisji Europejskiej. Do Grecji i Włoch wyjechali wówczas polscy przedstawiciele, by zweryfikować tożsamość uchodźców. Okazało się jednak, że nie było żadnej gwarancji, że osoby były tymi, za które się podawały. Były sytuacje sfałszowanych paszportów, były sytuacje podawania zupełnie innego wieku, niż ten które te osoby reprezentowały - wyjaśniał. To wówczas, ze względów bezpieczeństwa Polski rząd zdecydował, że wycofa się z gotowości do relokacji. Wtedy zapadła decyzja, że Polska nie przyjmie ani jednego uchodźcy. Argument ważny i ciekawy (zwłaszcza w Brukseli trzeba mówić, że przynajmniej podjęliśmy próbę relokacji!), zupełnie niepotrzebnie zagłuszony i upolityczniony antytuskową retoryką.