Sześć minut owacji na stojąco. Tak było po światowej premierze nowego filmu Quentina Tarantino „Pewnego razu w Hollywood” w Pałacu Festiwalowym w Cannes. „No spoilers” prosił reżyser. I już teraz wiem dlaczego.
Zakończenie jest wyśmienite. Zdradzenie, o co chodzi pozbawi Was całej przyjemności z oglądania tego filmu, więc nawet nie zamierzam tego robić. Możemy powiedzieć jedynie tyle, że jest to historia alternatywna. Historia o kowbojach w Hollywood - mówi po pokazie dziennikarz filmowy Marcin Radomski. Aktorstwo - pierwsza klasa - dodaje dziennikarz filmowy i krytyk Mateusz Demski, zwracając uwagę na wyśmienite role Leonardo DiCaprio oraz Brad Pitta.
Ważna informacja dla "żartujących", że "wytną Zawieruchę" jest taka, że nie wycięli i że przekonacie się, że nawet nie było takiego pomysłu. Rafał Zawierucha gra Romana Polańskiego w tym filmie, a jego postać i postać Sharon Tate są ważne dla całej opowieści. To nie jest film o bandzie Mansona - zapewniał w wywiadach przed premierą Quentin Tarantino. To opowieść o przebrzmiałej gwieździe westernów Ricku Daltonie i jego dublerze, który nazywa się Cliff Booth, ale również o Sharon Tate i Romanie Polańskim, którzy są sąsiadami Ricka.
Tarantino zabiera nas do dawnego Hollywood z przełomu lat 60. i 70. Pokazuje też film w filmie, widzimy jak wyglądała kiedyś praca na planach. W "Pewnego razu w Hollywood" nawiązuje, tak jak lubi, do filmów klasy B. Opowiada nam historię z lekką nostalgią, z ironią, niektóre dialogi i powiedzenia są pyszne. Zakładam się, że będziemy je cytować tak jak to o pewnej części ciała i jesieni średniowiecza, które znamy z "Pulp Fiction". Dokładnie ćwierć wieku temu, 21 maja 1994 roku, jury, któremu szefował Clint Eastwood, przyznało Tarantino Złotą Palmę właśnie za "Pulp Fiction". Ostatnio Tarantino był tu w Konkursie Głównym 10 lat temu z "Bękartami wojny". Wrócił do Cannes w świetnym stylu.
Zobacz najnowszy zwiastun filmu: