Pomimo rozmaitych, głównie jednak propagandowych, wysiłków Ministerstwa Edukacji Narodowej narasta opór rodziców sześciolatków przeciwko przymusowemu umieszczeniu ich dzieci w szkołach podstawowych od 1.09. br. Wówczas w szkołach mają się obowiązkowo znaleźć dzieci urodzone w pierwszej połowie 2008 r.

Warto zauważyć, iż już od prawie sześciu lat rodzice pozostają w ostrym sporze z rządzącymi. W tej batalii mieliśmy już przesunięcie wejścia w życie obowiązku szkolnego dla sześciolatków z 1.09.2012 na 1.09.2014, a także wyłączenie z niego w pierwszym roku obowiązywania dzieci urodzonych w drugiej połowie 2008 r. Jesienią ubiegłego roku posłowie odrzucili obywatelski wniosek o przeprowadzenie referendum edukacyjnego m.in. w sprawie obniżenia obowiązku szkolnego, lekceważąc w ten sposób prawie milion osób, które ów wniosek podpisały. Być może rządzący uznali, iż był to ostatni akt batalii o sześciolatki w szkole. Jeżeli tak myśleli to już teraz widać, jak bardzo się pomylili. Oto rodzice nie zaprzestali działań mających uchronić ich dzieci przed negatywnymi skutkami nauki w nieprzygotowanych na przyjęcie maluchów szkołach, wykorzystując obowiązujące prawo i przechodząc do działań obronnych o zindywidualizowanym charakterze.

Cytat

Całe przedsięwzięcie z wcześniejszym posyłaniem najmłodszych Polaków do szkoły od samego początku nosi znamiona działań kompletnie nieprzemyślanych i niebywale chaotycznych.

O tym, że bardzo wiele szkół publicznych nie jest przygotowanych na przyjęcie sześciolatków mogli dowiedzieć się ostatnio mieszkańcy Małopolski. Z przygotowanego przez kuratorium raportu wynika, iż ok. 40% tych szkół nie posiada stołówki, ani świetlicy, a w połowie tych, które je posiadają, działają one w bardzo ograniczonym zakresie. I tak świetlice czynne są w nich w ciągu dnia tylko od jednej do pięciu godzin, a w stołówkach dzieci mogą zjeść tylko jednodaniowy obiad. Innymi słowy w wyraźnej mniejszości szkół mamy w pełnym zakresie pracujące świetlice oraz stołówki zapewniające dzieciom właściwie przygotowane posiłki i tylko w tych placówkach opieka nad dziećmi może w pewien sposób przypominać opiekę, jaką otrzymałoby sześcioletnie dziecko w przedszkolu. Natomiast w większości szkół sześciolatki znajdą się w zupełnie nowych dla siebie warunkach, a ich rodzice będą mieli poważne problemy z wykonywaniem swoich obowiązków zawodowych, mając dziecko w szkole, która nie zapewnia najmłodszym uczniom opieki świetlicowej z prawdziwego zdarzenia. Nie można również nie zauważyć, iż w wielu szkołach sześciolatki i ich o rok starsi koledzy znajdą się w jednej klasie, na dodatek liczącej dwudziestu kilku uczniów. Skądinąd niezwykle charakterystyczne jest, że poprzednia minister edukacji ogłosiła za swoje wielkie osiągnięcie gwarancję, iż maksymalna liczba pierwszaków w szkolnej klasie będzie wynosiła 25. Szkoda, że nie zechciała wyjaśnić, jak wyobraża sobie indywidualizację pracy z maluchami w tak licznej klasie. Można domniemywać, iż nie przyszło jej to do głowy. Całe bowiem przedsięwzięcie z wcześniejszym posyłaniem najmłodszych Polaków do szkoły od samego początku nosi znamiona działań kompletnie nieprzemyślanych i niebywale chaotycznych. Stąd też mamy do czynienia z rozmaitymi decyzjami rządzących, które mając łagodzić rodzicielskie obawy, potęgują jedynie chaos i najprawdopodobniej przyczynią się do dalszego obniżania poziomu kształcenia w naszych szkołach.

Cytat

Maluchy stały się politycznymi zakładnikami rządzących

Spokojna obserwacja rządowej operacji "Sześciolatek w szkole" skłania do smutnego wniosku, iż maluchy stały się politycznymi zakładnikami rządzących. Nie ma bowiem żadnego racjonalnego, merytorycznego powodu, aby przeprowadzać obniżenie wieku rozpoczynania obowiązku edukacyjnego w Polsce w sposób kompletnie lekceważący obywateli i zagrażający ich dzieciom. Zupełnie nieracjonalny jest upór rządzących w forsowaniu tego rozwiązania. Tymczasem wystarczyłoby utrzymać pełne prawo rodziców do decydowania o wcześniejszym o rok rozpoczynaniu edukacji przez ich dziecko, zachowując początek powszechnego obowiązku szkolnego na poziomie siedmiu lat. Wówczas rodzice w pełni przekonani do pomysłu wcześniejszego rozpoczynania edukacji przez ich dziecko oraz mający zaufanie do szkoły, do której skierują swoje dziecko podejmowaliby taką właśnie decyzję, a nie byliby do niej zmuszani. Równocześnie w takiej sytuacji ludzie odpowiedzialni za polską oświatę musieliby w sposób autentyczny poprawiać warunki pracy poszczególnych szkół, ale także w odpowiedni sposób zmieniać zasady ich pracy, obniżając chociażby maksymalną liczbę dzieci w klasach nauczania początkowego do kilkunastu, czy też ustalając, iż w danym roku od 1 września obowiązek edukacyjny rozpoczynają dzieci urodzone w pierwszej połowie danego rocznika. Innymi słowy w spokojnej atmosferze rządzący zabiegaliby o przekonanie rodziców, iż warto skierować dziecko sześcioletnie do dobrze przygotowanej szkoły.

Cytat

Wystarczyłoby utrzymać pełne prawo rodziców do decydowania o wcześniejszym o rok rozpoczynaniu edukacji przez ich dziecko, zachowując początek powszechnego obowiązku szkolnego na poziomie siedmiu lat

Oblężone poradnie psychologiczno-pedagogiczne

Ostatnie tygodnie pokazują, że rodzice sześciolatków wcale nie zamierzają biernie podporządkowywać się, zagrażającym ich dzieciom i wprowadzanym wbrew nim, pomysłom rządzących i wykorzystują wszystkie istniejące możliwości, aby uchronić swoje dzieci przed koniecznością podjęcia wcześniejszej nauki w nieprzygotowanych do tego szkołach. Z tego powodu wręcz oblężone są, szczególnie publiczne, poradnie psychologiczno-pedagogiczne, w których można uzyskać opinię psychologiczną o braku dojrzałości dziecka do podjęcia nauki w szkole. Na ich podstawie dyrektor szkoły podstawowej może podjąć decyzję o odroczeniu rozpoczęcia obowiązku szkolnego przez dziecko. W wielu poradniach publicznych już teraz nie ma wolnych terminów do wakacji. Jednak ministerstwo edukacji podjęło już działania mające utrudnić rodzicom starania o uzyskanie diagnozy psychologicznej, sugerując publicznym poradniom, aby badania dojrzałości szkolnej przeprowadzane były najwcześniej w maju. Tymczasem w maju będzie już zakończona rekrutacja dzieci do przedszkoli publicznych, co sprawi, iż dziecko, które uzyska odroczenie nie znajdzie już miejsca w takim przedszkolu. Naturalnie dużo łatwiej i szybciej można uzyskać opinię psychologiczną w poradniach niepublicznych, płacąc za wizytę minimum ok. 200 zł. Również w przedszkolach niepublicznych będą mogły znaleźć miejsce dzieci, które diagnozę o braku dojrzałości szkolnej uzyskają po zamknięciu rekrutacji do placówek publicznych.

Cytat

Sądzę, iż od września będziemy obserwować rozmaite interesujące, nowe rozwiązania w zakresie edukacji domowej najmłodszych dzieci.

Trudno nie dostrzec, iż dla urzędników MEN liczą się obecnie już tylko, jak najwyższe wskaźniki dzieci sześcioletnich, które od września podejmą naukę w szkołach. Tak na marginesie, swoimi działaniami wzmacniają oni niepubliczny sektor oświaty. Bardzo wielu rodziców decydując się na wysłanie sześciolatka do szkoły, wybiera szkołę niepubliczną, w której ich dziecko będzie uczyło się w kilkunastoosobowej klasie /w niektórych placówkach pod opieką dwójki nauczycieli/ tylko ze swoimi rówieśnikami, mając zapewniony pełny obiad oraz właściwą opiekę po zakończeniu lekcji. W efekcie może się okazać, iż na obowiązkową szkolną naukę w fatalnych warunkach skazane zostaną w większości sześcioletnie dzieci z rodzin o niskim statusie edukacyjno - społecznym, co w istotny sposób może zaważyć na ich przyszłości. Najprawdopodobniej również niewiele dzieci z tych środowisk skorzysta z możliwości edukacji domowej dla sześciolatków, która również stanowi alternatywę dla rodziców zaniepokojonych o los swoich dzieci w szkołach. Sądzę, iż od września będziemy obserwować rozmaite interesujące, nowe rozwiązania w zakresie edukacji domowej najmłodszych dzieci.

Można stwierdzić, że im bardziej rządzący pragną wymusić na obywatelach podporządkowanie się ich niezbyt mądrym pomysłom, tym bardziej pobudzają tych ostatnich do obywatelskiej aktywności w obronie swoich dzieci. Dodatkowo Polacy po raz kolejny otrzymują dowód, iż żyją w państwie, w którym obywatel jest dla państwa, a nie państwo dla obywatela.