Od 3 grudnia, czyli od momentu ogłoszenia wyników piątej edycji badań PISA, trwa w polskiej przestrzeni publicznej euforia w związku z sukcesem naszych piętnastolatków. Wypadli oni w nich bardzo dobrze, w sposób wyraźny poprawiając wyniki uzyskane przez ich rówieśników trzy lata wcześniej.
Tym razem polscy uczniowie uzyskali wyniki lokujące ich w czołówce rankingu średnich wyników w poszczególnych kategoriach. I tak w części matematycznej znaleźli się na 14 miejscu, przyrodniczej na 10, a w humanistycznej na 9 wśród ponad 70 krajów (a właściwie gospodarek) biorących udział w badaniach. Była to kolejna od 2003 roku edycja badań PISA, w których polscy uczniowie poprawili wyniki uzyskiwane wcześniej przez swoich kolegów, ale po raz pierwszy poprawa jest tak wyraźna i dotyczy również części matematycznej, będącej głównym elementem ostatniej edycji badań. Jest to bez wątpienia dobra wiadomość i bardzo pozytywny sygnał, jednak komentarze pełne zachwytu nad jakością kształcenia w polskich szkołach są co najmniej przedwczesne.
Trzeba zdawać sobie sprawę z istoty badań PISA i umiejętnie interpretować ich wyniki. Tylko wówczas można rozsądnie odnieść się do nich, wykorzystując je do poprawy poziomu kształcenia młodych Polaków. Jeżeli pozostalibyśmy w kręgu bezrefleksyjnych zachwytów to groziłoby nam oderwanie się od rzeczywistości, a ta jest zdecydowanie mniej optymistyczna niż wyniki osiągnięte przez naszych gimnazjalistów w ostatniej edycji badań PISA. Warto przypomnieć, iż PISA to standaryzowane badania sprawdzające podstawowe umiejętności i wiedzę piętnastolatków w kontekście wyzwań, które postawi im dorosłe życie (a właściwie współczesny zglobalizowany rynek pracy). Generalnie uczniowie rozwiązują niezbyt skomplikowane problemy, w znacznej części zadań wyszukując potrzebne im informacje. W skutecznych radzeniu sobie z nimi bardzo przydatne są umiejętności, jakie polscy uczniowie uzyskują przygotowując się do egzaminów zewnętrznych, które w naszym kraju (szczególnie egzamin gimnazjalny) nastawione są na sprawdzanie w znacznej mierze podobnych, jak w badaniach PISA umiejętności. Innymi słowy, jeżeli uświadomimy sobie, iż szkoły pracują najczęściej pod kątem przygotowania uczniów do egzaminów zewnętrznych, ćwicząc z nimi przydatne w rozwiązywaniu testów umiejętności, to dobry wynik młodych Polaków w badaniach PISA świadczy nade wszystko o ich skuteczności w tej materii.
Trzeba również pamiętać, iż w Polsce mamy do czynienia z prawie 50% wskaźnikiem korepetycji, co winno skłonić do mniej entuzjastycznej oceny dobrych wyników uczniów jako tylko efektu pracy szkół, gdyż musimy brać pod uwagę silny wpływ pozaszkolnych wzmocnień edukacyjnych. Generalnie troska rodziców o rozwój dzieci to nie tylko korepetycje, ale również znaczna liczba dodatkowych zajęć, w których uczestniczą one poza szkołą. Skądinąd trzeba zauważyć, iż polscy uczniowie lepiej radzili sobie z zagadnieniami rzadko obecnymi w szkolnej codzienności niż z tymi, które w niej często występują. Chociażby te spostrzeżenia powinny schłodzić rozgrzane entuzjazmem sukcesu piętnastolatków głowy polityków i urzędników powtarzających, iż staliśmy się prawdziwą edukacyjną potęgą wśród krajów Unii Europejskiej. Tak na marginesie, warto zauważyć, iż w Europie najlepsze wyniki uzyskali uczniowie ze Szwajcarii i Lichtensteinu, czyli krajów do Unii nienależących. Równocześnie nie można zapominać, iż ścisła czołówka rankingu PISA to od dawna kraje wschodniej Azji.
Niewątpliwy sukces polskich uczniów nie powinien przesłonić widocznych wyraźnie słabości polskiej oświaty, ukazywanych chociażby przez znaczną liczbę szkół gimnazjalnych i średnich z ujemną edukacyjną wartością dodaną (EWD). W wielu polskich miastach liczba gimnazjów marnujących uczniowskie możliwości przekracza 40% i to niestety jest bardziej niż wyniki badań PISA miarodajny obraz jakości pracy naszych szkół, gdyż EWD najpełniej rejestruje rzeczywiste efekty pracy szkoły. Stąd też zamiast bezrefleksyjnego polityczno - związkowego entuzjazmu związanego z wynikami PISA 2012 potrzebne są spokojne, rzetelne analizy szczegółowych wyników naszych uczniów oraz podjęcie poważnej debaty nad rzeczywistym stanem oświaty.
Wyniki polskich uczniów w badaniach PISA to głównie dowód na to, iż skutecznie opanowują oni sprawdzane w nich standardowe umiejętności i póki co jest to jedyny wyraźny pozytywny sygnał dotyczący naszej oświaty, na dodatek z nierozpoznanym dokładnie udziałem zaangażowania rodziców, organizujących swoim dzieciom różne formy pozaszkolnego wsparcia edukacyjnego. Trzeba zauważyć, iż to wsparcie wzrasta, co dobitnie świadczy o spadającym zaufaniu obywateli do zorganizowanego systemu oświaty publicznej. Nie można nie zauważyć, iż wśród szkół z najlepszymi wynikami EWD dominują szkoły niepubliczne.
Analizując wszystkie rejestrowane efekty pracy naszych szkół na tle badań PISA można dojść do wniosku, iż przeciętny polski uczeń uzyskuje standardowe, podstawowe umiejętności, których jednak nie potrafi wykorzystać w dalszym edukacyjnym rozwoju. Człowiek dysponujący nimi może być dobrym wykonawcą, ale do osiągnięcia samodzielności intelektualnej jest przed nim jeszcze daleka droga i właśnie w owym przejściu od poziomu realizatora do lidera tkwi kluczowy problem, z którym mają ogromny kłopot nasze szkoły. Tymczasem bez skutecznego zmierzenia się z nim będziemy w dalszym ciągu spadać we wszelkich rankingach innowacyjności.
Spokojny namysł nad polską polityką oświatową ostatniego dziesięciolecia pozwala dostrzec ogromny nacisk położony na cele, których realizację sprawdzają badania PISA z zaniedbywaniem innych istotnych dla pełnego rozwoju uczniów kwestii. W ten sposób powstaje sytuacja nierównomiernego rozwoju systemu, w której zaniedbywane są istotne dla przyszłości uczniów sprawy. Przypomina to trochę nadmierne wspomaganie sportowców w celu uzyskania szybkich, spektakularnych wyników. Mam nadzieję, że jednak unikniemy sytuacji, w której polska oświata będzie "rozwijała się", jak sport w byłej NRD. Warto chociażby pochylić się nad standaryzacją humanistyczną. Z wyników badań PISA wynika, iż nasi uczniowie są potentatami w tej części, ale równocześnie wiemy, iż coraz mniej czytają, czyli trudno twierdzić, abyśmy mieli do czynienia z młodzieżą mogącą uzyskać jakąkolwiek humanistyczną samodzielność intelektualną. Nieprzypadkowo zresztą w tej części badań młodzi Polacy najsłabiej wypadali w interpretacji tekstu.
Trzeba jeszcze zauważyć, iż wzrost wyników naszych uczniów zarówno w części matematycznej, jak i przyrodniczej może być również związany z przywróceniem obowiązkowej matury z matematyki oraz poprawą atmosfery wokół kształcenia matematyczno - przyrodniczego. W tym kontekście można tylko westchnąć: "gdybyż te działania były bardziej poważne i zdecydowane". Być może ludzie odpowiedzialni za polską oświatę na fali entuzjazmu spowodowanego wynikami uczniów w badaniach PISA 2012 zrozumieją, iż młodzi Polacy nie powinni być przez nich skazywani na szkoły o obniżonych do minimum wymaganiach. Byłby to najlepszy efekt owego entuzjazmu. Niestety, obawiam się, iż sukces naszych piętnastolatków może pomóc im skutecznie zakryć wszelkie słabości polskiej szkoły.