Od lat w dyskusjach o zmianach w polskiej oświacie pojawia się koncepcja bonu edukacyjnego, dla jednych będąca lekarstwem na większość problemów polskiej szkoły, a dla innych jawiąca się jako prawdziwe zagrożenie. Stąd też warto przyjrzeć się bliżej owej koncepcji.
Bon edukacyjny to w istocie kwota standardowych kosztów kształcenia pojedynczego ucznia w danym typie szkoły "wędrująca" wraz z nim do wybranej przez niego i jego rodziców placówki. Oparcie finansów oświatowych na bonie edukacyjnym w naturalny sposób wiąże budżet szkoły z liczbą jej uczniów, co otwiera drogę to autentycznego konkurowania szkół o uczniów. Taka sytuacja sprawia, że nauczyciele szkół popularnych (cieszących się dużym zaufaniem rodziców) mogą mieć wyraźnie wyższe wynagrodzenia niż nauczyciele szkół niepopularnych.
Wprowadzenie bonu edukacyjnego otwiera nowe możliwości różnicowania się placówek na rynku edukacyjnym, a rodzicom pozwala na bezpośrednie wpływanie na losy szkoły, w której znajdzie się ich dziecko. Nade wszystko umożliwia rodzicom wybór szkoły najbardziej odpowiadającej na ich oczekiwania i potrzeby ich dziecka. Oświata z bonem edukacyjnym to system, w którym nie ma obwodów szkolnych i rodzice mają pełną swobodę wyboru szkoły dla swojego dziecka. Rola administracji ogranicza się w istocie do realnego wyliczenia wartości bonu i określenia maksymalnej liczby uczniów w klasie oraz przekazywania obywatelom rzetelnych informacji o jakości pracy poszczególnych szkół (istotne znaczenie ma korzystanie przez rodziców z tych informacji).
Świat oświaty opartej na bonie w naturalny sposób generuje rynek edukacyjny. Szkoły zmuszone są bowiem do ciągłego doskonalenia swojej pracy, aby zainteresować swoją ofertą coraz większą grupę uczniów i ich rodziców. Warto zauważyć, że w takim systemie poprawa jakości pracy placówki będzie miała rzeczywisty charakter i weryfikacja poziomu pracy szkoły następować będzie nie poprzez urzędnicze procedury, ale poprzez zmierzenie się szkoły z oczekiwaniami uczniów i rodziców. Szkoła będzie musiała dbać o uzyskanie i zachowanie zaufania środowiska, w którym działa. Jeżeli tego nie zrobi to może okazać się, że jej potencjalni uczniowie wybiorą inne placówki, co może doprowadzić ją do likwidacji. System bonu edukacyjnego w sposób optymalny można zrealizować w ośrodkach miejskich, gdzie istnieje pełna możliwość wyboru szkoły. Stąd też zamiast toczyć nieustanne spory wokół koncepcji bonu edukacyjnego, można wprowadzić go na początek w miastach do liceów i zaobserwować, w jaki sposób będzie on wpływał na kształt sieci licealnej, a następnie - w przypadku dobrych doświadczeń - rozszerzyć go na całą sieć szkolną w danym mieście.
Warto także zauważyć, iż w Polsce subwencja oświatowa dla samorządów liczona jest w oparciu o mechanizm quasi-bonowy; jej podstawowym parametrem są średnie, ogólnokrajowe koszty kształcenia uczniów w danym typie szkoły, z podziałem na szkoły miejskie i wiejskie. Czyli corocznie określane średnie uczniowskie koszty kształcenia finansowane ze środków publicznych i liczba uczniów są podstawowymi parametrami wyznaczającymi wielkość otrzymywanej przez samorząd z budżetu centralnego subwencji. Natomiast taki mechanizm praktycznie nie działa w przypadku kształtowanych przez władze samorządowe budżetów poszczególnych szkół. W momencie wprowadzania takiego modelu kalkulowania części oświatowej subwencji bardzo wiele osób uważało, iż spowoduje on katastrofę oświatową. Tymczasem dzisiaj powszechnie uważa się go za bardzo pożyteczne i racjonalne rozwiązanie.
Kluczem do sukcesu koncepcji bonu jest rzetelne wyliczenie standardowych kosztów kształcenia pojedynczego ucznia w danym typie szkoły na danym terenie. Stąd też przed wprowadzeniem bonu trzeba określić ów finansowany ze środków publicznych standard edukacyjny oraz koszty jego realizacji w szkołach różnych typów. Ważnym elementem jest też pamiętanie, że wartość bonu musi uwzględniać lokalne uwarunkowania.
Wprowadzenie do lokalnej oświaty koncepcji bonu otworzy obszar autentycznej wolności edukacyjnej obywateli, pozwoli szkole na uzyskanie rzeczywistej autonomii, a także ograniczy oświatową administrację. Posiadający w swych rękach bon rodzice staną się autentycznymi współwłaścicielami szkół. Ich decyzje o wyborze danej szkoły będą miały fundamentalne znaczenie dla jej losów oraz dla wysokości wynagrodzeń jej pracowników. Można powiedzieć, iż w takim systemie dyrektor szkoły i nauczyciele uzyskają bezpośredni wpływ na swoje wynagrodzenia; będą one zależały wprost od jakości i atrakcyjności przygotowanej i realizowanej przez nich oferty edukacyjnej oraz od związanego z tym zaufania, jakie mieć będą do szkoły rodzice. Bon edukacyjny pozbawi urzędników znacznej części władzy nad szkołami, przejdzie ona bowiem do rodziców. Dyrektor szkoły i nauczyciele będą mieli mocne poczucie związku z rodzicami swoich uczniów i poczucie odpowiedzialności za swoje działania właśnie przed nimi, a nie jak dotychczas przed samorządowymi i kuratoryjnymi urzędnikami. Równocześnie rzeczywistego znaczenia nabierze szkolna autonomia, dyrektor szkoły będzie w pełni dysponował budżetem swojej placówki, żaden urzędnik nie będzie mógł podejmować za niego finansowych decyzji.
Trzeba zaznaczyć, że wprowadzenie bonu edukacyjnego uporządkowałoby system finansowania polskiej oświaty, a poprzedzające go działania ukazałyby, jakie są konieczne, rzeczywiste koszty kształcenia, a jakie wydatki ponoszone na oświatę nie są przydatne dla szkół, nauczycieli i uczniów.