Walkę władz Krakowa o odzyskanie stanowiącej - na mocy licznych wyroków sądowych - jego własności, jaką jest Dom im. Józefa Piłsudskiego przy alei 3 Maja 7 opisywałem tutaj wielokrotnie. Ta sprawa ma tragikomiczny charakter, a jej końca nie widać.
Solenne zapewnienia prezydenta miasta, profesora Jacka Majchrowskiego, że w roku 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości Oleandry (bo tak skrótowo określa się tę nieruchomość) zostaną odzyskane i wyremontowane pozostają na razie papierowymi deklaracjami. Ostatnio bezprawnie zajmujący ten budynek Komendant Naczelny Związku Legionistów Polskich nie mającego nic wspólnego - co również stwierdziły sądy - z przedwojenną organizacją o tej nazwie, która zbudowała Dom im. Józefa Piłsudskiego ze składek swoich członków, wyrzucił komornika mającego tytuł egzekucyjny do jego zajęcia.
Nie mam powodów, aby nie wierzyć w to, że prezydent Majchrowski naprawdę chce wejść na Oleandry i wprowadzić tam wiele bezdomnych organizacji patriotycznych oraz Fundację Centrum Dokumentacji Czynu Niepodległościowego, która w swoim statucie zapisała to miejsce jako swoją siedzibę. Zastanawiam się jednak, czy zdoła on doprowadzić do tego, aby popadający od lat w ruinę zabytek - symbol początku zwieńczonej zwycięstwem walki Piłsudskiego o niepodległość zaczął wreszcie pełnić taką funkcję, jaką przeznaczyli dlań legioniści.
Jest już połowa czerwca, nie ma więc realnych szans, aby Oleandry zostały przejęte przez gminę miasta Krakowa i wyremontowane przed 6 sierpnia, czyli rocznicą wymarszu z tego miejsca Pierwszej Kompanii Kadrowej. Zapowiadający udział w tych uroczystościach prezydent Andrzej Duda stanie więc przed zamkniętymi na głucho drzwiami Domu im. Józefa Piłsudskiego, podobnie jak jego poprzednik Bronisław Komorowski w stulecie tego wydarzenia.
Jako krakowianinowi jest mi zwyczajnie wstyd.