Czy funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu mogą wyprowadzić psa Prezydenta RP na spacer, podrzucić żonę premiera na imieniny do znajomych, przywieźć ministrowi pizzę? Co pewien czas polska opinia publiczna zadaje sobie takie pytania, wywołane pełnymi moralnego oburzenia doniesieniami tabloidów, a niekiedy nawet informacjami w poważnych (tzw. mainstreamowych) mediach.
Mam w tej sprawie zdecydowane, chociaż mało populistyczne zdanie. Jeśli społeczeństwo - poprzez akt wyborczy - wynajmuje kilkanaście osób do pełnienia w jego imieniu najwyższych funkcji w państwie, to ma prawo oczekiwać od nich pracy "na okrągły zegar", a więc w konsekwencji rezygnacji z różnych przyjemności, spędzania beztroskiego urlopu bez przerywania go, ograniczenia życia prywatnego. Skoro tak, powinny im jednak przysługiwać pewne udogodnienia, aby mogli w pełni skupić się na tym, do czego zostali powołani. Dlatego nie widzę nic zdrożnego w przywołanych w pierwszym akapicie czynnościach wykonywanych w stosunku do nich przez BOR-owców, byle odbywało się to z umiarem, taktem, bez przesady i bez nadużywania wysokiego stanowiska.
Tych spraw nie da się sztywno uregulować przy pomocy przepisów i regulaminów. Wszystko zależy od wychowania, kultury osobistej, umiejętności obcowania z podwładnymi, czyli tego, co niegdyś określało się mianem kindersztuby. Jeżeli ktoś ją posiada, nawet jego dosyć wyszukana zachcianka zostanie spełniona z przyjemnością i bez poczucia wykorzystania. Jeśli ktoś jest jej pozbawiony, zlecenie przezeń ochroniarzowi drobnej czynności ze sfery prywatnej (bądź tylko zahaczającej o nią - naprawdę trudno jest tutaj wyznaczyć precyzyjne granice) już może zostać uznane za skandaliczny nietakt.
Ludzie są różni, a władza uderza do głowy także tym, których nigdy byśmy o to nie posądzali. Nie pomogą więc żadne ustawowe regulacje: człowiek z kindersztubą potrafi właściwie zachować się w każdych okolicznościach, a chamowi nie pomogą żadne kodeksy. Możliwe są, oczywiście, radykalne przemiany w obie strony.
Nie oburza mnie więc przywożona przez funkcjonariuszy BOR pizza dla ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, podobnie jak nie widziałem nic nagannego w wyprowadzaniu przez nich na spacer psów byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Z władzą od wieków wiążą się pewne przywileje i tak będzie zawsze. Chodzi tylko o to, aby ich nie nadużywać i aby nie przysłaniały one istoty pracy polityków pełniących najważniejsze funkcje w kraju.
Prawem tabloidów jest wietrzenie sensacji także tam, gdzie ich nie ma, podobnie jak opozycja ma luksus krytykowania władzy właśnie dlatego, że stoi po drugiej stronie politycznej barykady, byle nie przeradzało się to w demagogiczne i erystyczne popisy. Do obowiązków mądrego obywatela należy natomiast spokojna, merytoryczna ocena takich wystąpień i nieuleganie populistycznej nagonce na ludzi władzy, których należy jednak - i nie ma w tym nic sprzecznego - nieustannie poddawać społecznej kontroli.