Szef Sojuszu Lewicy Demokratycznej Leszek Miller od kilku dni powtarza w mediach, że jeśli Prezydent RP nadałby pośmiertnie Order Orła Białego pułkownikowi Ryszardowi Kuklińskiemu (czego domaga się coraz więcej osób i środowisk), to powinni go również otrzymać generałowie Wojciech Jaruzelski i Czesław Kiszczak jako architekci Okrągłego Stołu.
Nie dziwi mnie takie stanowisko polityka lewicy, który - trzeba to obiektywnie przyznać - zrobił więcej dla rehabilitacji "pierwszego polskiego oficera w NATO" niż wywodzący się z przeciwnej mu formacji pierwszy prezydent niepodległej Rzeczypospolitej Lech Wałęsa oraz legitymujące się "solidarnościowym" rodowodem rządy z początku lat 90. Musi on przecież dbać o swój elektorat, który ze zdumieniem przechodzącym we wrogość przyjął jego działania w tej sprawie w 1997 roku i nadal utrzymuje w kwestii Kuklińskiego podobną opinię, jaką publicznie prezentuje najwierniejszy Moskwie poseł Sojuszu profesor Tadeusz Iwiński. W minionych latach, a nawet jeszcze całkiem niedawno Miller wyrażał się o Pułkowniku niezwykle ciepło. Wiem, że obaj panowie spędzili wiele godzin na "nocnych Polaków rozmowach", w rezultacie których czołowy polski postkomunista diametralnie zmienił poglądy na temat swego interlokutora, przyjmując formułowane przezeń argumenty. Można nawet powiedzieć, że był pod jego urokiem.
Nie sądzę, aby znowu zmienił zdanie w tej materii. Będąc jednak wyrachowanym, cynicznym i do bólu pragmatycznym politykiem doskonale rozumie, że swoją wielokrotnie ujawnioną sympatię dla Kuklińskiego musi zrównoważyć hołdowniczymi wypowiedziami o ludziach, którzy są idolami dla większości jego wyborczej bazy, także dla partyjnej młodzieży.
Postanowił więc działać na zasadzie: "panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek" i lansować wspólną tezę dla SLD oraz tych środowisk dawnej opozycji antykomunistycznej, które uznają iż równe zasługi dla odzyskania przez Polskę niepodległości mają obie strony zasadniczego sporu ze schyłkowego okresu PRL, a Jaruzelski i Kiszczak są ludźmi honoru. I dlatego ogłasza w kolejnych mediach swój idealnie wpisujący się w taktykę "grubej kreski" pomysł.
Mam jednak nadzieje, że prezydent Bronisław Komorowski nie ulegnie tej bliskiej części jego najbliższego politycznego otoczenia narracji i uhonoruje Orderem Orła Białego, a może także awansem generalskim nie zdrajców polskiej racji stanu, ale wyłącznie jej bohaterskiego wyraziciela, czyli pułkownika Ryszarda Kuklińskiego.