Najpierw stara anegdota, jeszcze z epoki PRL.
Na ulicy spotykają się dwaj koledzy. Jeden jest milicjantem i prowadzi ze sobą pingwina. Drugi ze zdumieniem pyta:
- Skąd go masz i dokąd z nim idziesz?
- A, przyczepił się do mnie i nie wiem, co mam zrobić.
- Jak to co? Idź z nim do zoo.
- O, świetny pomysł, dziękuję.
Za dwie godziny spotykają się znowu, milicjant nadal prowadzi pingwina. Zaskoczony kolega mówi:
- Przecież miałeś go zaprowadzić do zoo.
- Byliśmy już w zoo, teraz idziemy do kina.
Ta anegdota przypomniała mi się, kiedy krakowskie media poinformowały, że po ulicy Długiej, czyli w centrum miasta, spacerowało trzech mężczyzn z kozą, a kiedy zachciało im się pić, przywiązali zwierzę przed lokalem. A czy koza została napojona? Tego nie wiemy.