Politycy i prawnicy spierają się, czy mogące mieć wkrótce miejsce ponowne okupowanie sali obrad Sejmu RP da się usprawiedliwić. Padają także pytania o to, czym są pucz i zamach stanu oraz jak powinna zachować się władza, kiedy opozycja forsuje niekonstytucyjne i siłowe rozwiązania.
A ja na miejscu głównych strategów Prawa i Sprawiedliwości nie marzyłbym o niczym innym niż o powtórce grudniowo-styczniowej humoreski celnie ochrzczonej mianem ciamajdanu. Niechże posłanki i posłowie Platformy Obywatelskiej oraz Nowoczesnej znowu rozbawią społeczeństwo, niech śpiewają, recytują, jedzą, piją, śpią w świątyni polskiej demokracji, a słupki poparcia dla ich partii rychło poszybują w dół.
Owszem, zajęcie sali sejmowej stanowi pewną niedogodność i uciążliwość dla tych, którzy poważnie traktują powierzony im przez wyborców mandat, ale z politycznego punktu widzenia kolejna kompromitacja opozycji bardzo się Zjednoczonej Prawicy opłaci, obrady można zaś prowadzić w innym pomieszczeniu.
Niech jeszcze skłóceni działacze nie mającego już żadnego znaczenia Komitetu Obrony Demokracji razem z oszołomami z Obywateli RP poszarpią się trochę z policjantami, powrzeszczą niecenzuralne hasła, położą się na ziemi przy ulicy Wiejskiej, niech odwiedzą ich Lech Wałęsa i Władysław Frasyniuk, niech Ryszard Petru wyśle kolejny list z prośbą o zagraniczne wsparcie dla satyrycznego puczu, a Grzegorz Schetyna wygłosi kilka zabawnych bon-motów i obóz obecnej władzy może spokojnie myśleć o większości konstytucyjnej w najbliższych wyborach parlamentarnych.