Satyrycy rządzą się swoimi prawami, a każda próba zwrócenia im uwagi na niestosowne żarty, zwłaszcza jeżeli podejmowana jest przez oficjalne czynniki państwowe stanowi ryzykowne zachowanie. Z drugiej strony trudno często przejść do porządku dziennego nad wyjątkowo niesmacznymi czy wręcz wulgarnymi kpinami z osób publicznych.
Z takim dylematem mamy właśnie do czynienia w przypadku dość topornych i chamskich żartów z Jarosława Kaczyńskiego w Niemczech. Na paradzie karnawałowej w Duesseldorfie pojawiła się kukła przedstawiająca prezesa Prawa i Sprawiedliwości trzymającego pod butem pobitą, zapłakaną Polskę, a wcześniej kabareciarz Lars Reichow w publicznej stacji telewizyjnej ZDF określił go mianem jednojajowego bliźniaka i dodał, że "drugie jajo kilka lat temu spadło i rozbiło się". Nie trzeba było długo czekać na reakcję polskich władz i to z bardzo wysokiego szczebla. Minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski powiedział, że będzie domagał się od swojego niemieckiego odpowiednika wyjaśnień w tej materii, ale nie w formie żadnej noty dyplomatycznej lub oficjalnego protestu, lecz w swobodnej rozmowie z Franiem-Walterem Steinmeierem nad kuflem bawarskiego piwa, ponieważ wybiera się właśnie tam na spotkanie z nim.
Pytany na ten temat rzecznik niemieckiego rząd Steffen Seibert odpowiedział natomiast dziennikarzom, że w jego kraju panuje wolność słowa i artystycznej działalności. Przyznał, że niekiedy może to być nieprzyjemne dla ważnych osób, ale władze Niemiec są jak najdalsze od pomysłu interweniowania w sprawie działalności satyryków.
Bardzo podoba mi się stanowisko Waszczykowskiego. Pomny doświadczeń sprzed 10 lat, kiedy ostra reakcja ówczesnego rządu Polski na niewybredne żarty z porównywanych w niemieckiej prasie do kartofli braci Kaczyńskich doprowadziła do odwołania ważnych rozmów międzypaństwowych i spowodowała w całej Europie lawinę szyderstw z naszego kraju, postanowił tym razem rozegrać sprawę na luzie i bez oficjalnego zadęcia, co może być bardziej skuteczne.
W nieoficjalnej atmosferze, przy piwie można bowiem załatwić wiele poważnych kwestii i dowcipnie odciąć się partnerowi rozmowy. A że nie brak również polskich żartów z niemieckich polityków - też na granicy dobrego smaku lub nawet poza nią - szef naszego MSZ będzie miał spore pole do popisu.