"Ustawa o godle, barwach narodowych i hymnie RP przewiduje, że godne eksponowanie i cześć należy się polskiej fladze. Ciągłe eksponowanie jej łącznie z jakąś unijną szmatą obraża nasze symbole" - powiedziała znana z ciętego języka i obrazowego stylu posłanka Prawa i Sprawiedliwości profesor Krystyna Pawłowicz w rozmowie z "Super Expressem".
Ten fragment udzielonego przez nią wywiadu stał się natychmiast przebojem internetu oraz przedmiotem ożywionej dyskusji polityków. Jak łatwo się domyślić, swojej koleżanki partyjnej z trudem bronili członkowie PiS (np. Andrzej Duda w "Kontrwywiadzie" Radia RMF), ostro atakowali zaś przedstawiciele innych ugrupowań.
Posłanka Pawłowicz słynie z ostrego języka i radykalnego formułowania swoich opinii, czym niejeden raz wpędziła już w kłopoty swoją partię. W dodatku jest ona profesorem, a więc należy do coraz bardziej wąskiej w naszym kraju elity intelektualnej cieszącej się niezmiennym szacunkiem Polaków (pokazują to wszystkie sondaże zaufania do poszczególnych zawodów), od której można wymagać umiejętności powściągnięcia języka w dowolnych okolicznościach.
W każdej formacji politycznej są harcownicy (zwani często "fighterami"), którym pozwala się na więcej niż innym. Tej roli nie powinni jednak spełniać poważni naukowcy, ponieważ nie przystoją im takie zachowania obniżające prestiż zawodu, czego najlepszym przykładem jest od dawna w Platformie Obywatelskiej prof. Stefan Niesiołowski.
W dodatku nie jest przecież tajemnicą, że podobne wystąpienia mogą ujść na sucho politykom PO, ale nigdy członkom PiS. Media głównego nurtu z radością wyłapują je, nagłaśniają i czynią wdzięcznymi obiektami debaty, z lubością zmuszając do określania się wobec nich przedstawicieli partii Jarosława Kaczyńskiego, którzy kluczą i usiłują z jednej strony bronić takich wypowiedzi jak cytowana wyżej, z drugiej zaś odciąć się od nich, z reguły używając argumentu o specyficznym języku oraz barwnym stylu ich autorów.
Jedno jest pewne: ludzie, którzy szybciej mówią niż myślą nie powinni być wysyłani przez kierownictwa swoich partii do mediów elektronicznych, a jeśli udzielają wywiadów prasowych, nie od rzeczy byłoby, gdyby poprosili kogoś z politycznych przyjaciół o pomoc w autoryzacji. Jednym nieopatrznym zdaniem, a nawet jego częścią można bowiem wyrządzić własnemu ugrupowaniu ogromną szkodę i zmusić jego kierownictwo do werbalnych wygibasów i odrywania się od naprawdę poważnych problemów.