Każdy rzecznik prasowy powinien dbać o dobre kontakty z przedstawicielami mediów, bo przecież istotą jego funkcji jest pozostawanie z nimi w stałym kontakcie, sugestywne, ale zarazem merytoryczne tłumaczenie posunięć swojego ugrupowania, cierpliwie odpowiadanie na pytania dziennikarzy, nawet na te niezbyt mądre bądź złośliwe. Nigdy nie wolno mu wyjść z równowagi, stracić panowania nad sobą, wdać się w słowne przepychanki, powiedzieć w emocjach o jedno zdanie za dużo, ponieważ traci wówczas poważanie i naraża na spore kłopoty kierownictwo własnej partii.
Kiedy rzeczniczka największego klubu parlamentarnego mówi do dziennikarzy: "puknijcie się wszyscy w głowę", to wystawia fatalne świadectwo nie tylko sobie, ale także Prawu i Sprawiedliwości, którego szefostwo zaufało jej i skierowało do rozmów z mediami. Ta odzywka dyskwalifikuje Beatę Mazurek jako osobę mającą dbać o dobry wizerunek PiS i przekonywać dziennikarzy do racji tego ugrupowania. O ile można jeszcze spuścić zasłonę miłosierdzia na inne jej niezbyt grzeczne słowa z tej samej konferencji prasowej: "naprawdę wy się zastanówcie, co piszecie", o tyle dla poprzedniego zwrotu nie da się znaleźć żadnego usprawiedliwienia.
Wielu politykom partii rządzącej zdarza się ostatnio coraz częściej nie panować nad językiem i gestem, dawać upust emocjom, zachowywać się po arogancku, demonstrować poczucie wyższości. Nawet wziąwszy poprawkę na to, że nie czując się ulubieńcami sporej części mediów mają oni kompleks oblężonej twierdzy, nie powinni posuwać się za daleko w okazywaniu jawnej niechęci tym, którzy ich atakują, a zwłaszcza dziennikarzom. Niech przypomną sobie stare, ale nadal aktualne powiedzenie, że polityk jest jak mucha, najłatwiej można go zabić gazetą.
Od rzeczniczki klubu parlamentarnego PiS należą się przedstawicielom mediom publiczne przeprosiny, a od swoich partyjnych przełożonych może oczekiwać zasłużonej reprymendy oraz ostrzeżenia, że jeszcze jedna taka wpadka i przestanie pełnić swoją funkcję.