Bardzo mnie cieszy, że z roku na rok coraz większym zainteresowaniem cieszy się ustanowiony przez Sejm na 1 marca Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Ta data upamiętnia stracenie w więzieniu mokotowskim siedmiu członków ostatniego Zarządu Głównego Zrzeszenia "Wolność i Niezawisłość".
Moja radość jest tym większa, że w niezwykle ciekawych formach obchodów (wystawy, pokazy filmów, koncerty, występy grup rekonstrukcyjnych, spotkania z kombatantami walk o wyzwolenie Polski spod sowieckiego panowania, przemarsze patriotyczne) chętnie i spontanicznie biorą udział młodzi ludzie. To oni są często inicjatorami czczenia pamięci swoich rówieśników sprzed lat, którzy nie złożyli broni w 1945 roku, lecz podjęli nierówny bój z nowym okupantem.
Jest tylko jeden problem, który warto podnieść, pisząc o obchodach tego dnia. Wolałbym, żeby zamiast o Wyklętych mówiono o Żołnierzach Niezłomnych. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że skoro Sejm podjął uchwałę (z inicjatywy prezydenta Lecha Kaczyńskiego, podjętej następnie i podtrzymanej przez Bronisława Komorowskiego), w której użył tego pierwszego określenia, mój sprzeciw skazany jest z góry na niepowodzenie, ale chcę tutaj dobitnie wyrazić opinię swoich starszych przyjaciół z Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie.
Wielokrotnie podkreślali oni, że lepsze byłoby nazwanie 1 marca Narodowym Dniem Pamięci Żołnierzy Niezłomnych, ponieważ przymiotnik "wyklęci" dobrze oddaje wprawdzie istotę stosunku do nich władz komunistycznych, ale pomija ważny aspekt, jakim była bezkompromisowość, stanowczość i wytrwałość "chłopców z lasu", z których ostatni: legendarny Józef Franczak -"Lalek" został zabity przez bezpiekę dopiero jesienią 1963 roku.
Często zapomina się też, że niepodległościowa działalność Niezłomnych (Wyklętych) nie ograniczała się wyłącznie do działań zbrojnych. Chcieli oni - podobnie jak za czasów okupacji niemieckiej - utworzyć podziemne struktury suwerennego państwa w oczekiwaniu na radykalną zmianę sytuacji geopolitycznej, jaka ukształtowała się po II wojnie światowej. Niestety, ich nadzieje dosyć szybko legły w gruzach, pozostało im tylko nękanie przedstawicieli nowej władzy, najczęściej przybierające postać ataków na posterunki Urzędu Bezpieczeństwa i wykonywanie wyroków śmierci na szczególnie dających się we znaki ludności cywilnej funkcjonariuszach Polskiej Partii Robotniczej.
Początkowe założenia poakowskiej partyzantki opierały się na przygotowywaniu wojska do przyszłego powstania, mającego wybuchnąć w chwili spodziewanego konfliktu zbrojnego na światową skalę pomiędzy Związkiem Sowieckim a Stanami Zjednoczonymi i państwami Zachodu. Kiedy te rachuby okazały się nierealistycznym marzeniem (przynajmniej w bliskiej perspektywie czasowej), Żołnierze Niezłomni dawali znać o swoim istnieniu i o wierności narodowym imponderabiliom podejmując walkę militarną z rosnącym z dnia na dzień w siłę reżimem komunistycznym Polski Ludowej.
Dzisiaj patrzymy na ich heroiczną postawę, żyjąc w suwerennej Polsce, która swoją niepodległość odzyskała po wielu latach, ale także dzięki nim. Bunt wobec sowieckiego panowania nie zrodził się bowiem dopiero w połowie lat 70., gdy powstawały pierwsze grupy opozycji demokratycznej. Był on zakorzeniony właśnie w epoce Żołnierzy Niezłomnych i to, co stało się po 1989 roku było także ich "za grobem zwycięstwem".