"Pycha chodzi przed upadkiem, a wyniosłość ducha przed ruiną" - ten fragment biblijnej Księgi Mądrości (zwanej też Księgą Salomona) dedykuję części polityków Prawa i Sprawiedliwości, których zachowania kwalifikują się do określenia ich mianem aroganckich.
Mógłbym wymienić wiele przykładów, ale ponieważ - by pozostać w stylistyce przysłów - "ryba psuje się od głowy", przywołam przykład marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego, który potraktował ostatnio dziennikarzy w sposób urągający powadze pełnionej przezeń jednej z najwyższych funkcji w państwie, od której wolno sporo wymagać w zakresie kultury osobistej i opanowania w relacjach międzyludzkich.
Nawet jeżeli prominentny polityk PiS ma uzasadnione pretensje do przedstawicieli mediów, że chcą od niego wypowiedzi w momencie, który uważa on za niestosowny, albo w ogóle nie lubi z nimi rozmawiać (dziwna przypadłość, jak na polityka z dużym doświadczeniem), nie powinien ich traktować z ostentacyjnym lekceważeniem. Agresywny ton można usprawiedliwić u tzw. fighterów partyjnych, których zadaniem jest zaogniać różne sytuacje, ale absolutnie nie przystoi on drugiej osobie w państwie, która - podobnie jak prezydent - winna łagodzić obyczaje i tonować napięcia .
Marszałek Kuchciński potraktował dziennikarzy jak bezczelnych natrętów, których trzeba się jak najszybciej pobyć. Zamiast zachować się z klasą, dowcipnie, sympatycznie dał pokaz arogancji, nie myśląc o możliwych konsekwencjach. Czyżby zapomniał o popularnym powiedzeniu: "polityk jest jak mucha, można go zabić gazetą"?
PiS generalnie nie ma dobrej prasy, nie może więc liczyć ze strony mainstreamowych mediów na taką życzliwość i wyrozumiałość, jak poprzednia ekipa rządowa. Każdy błąd popełniony przez podwładnych Jarosława Kaczyńskiego jest skrajnie wyolbrzymiany, każdy sukces skrzętnie minimalizowany. W takiej atmosferze trudno jest zachować spokój, ale tym bardziej należy uważać na relacje z dziennikarzami, aby nie dostarczać im dodatkowych argumentów do ataku.
Inaczej nie da się dzisiaj skutecznie uprawiać polityki.