Nikt chyba nie wątpił w to, że głosowanie w Sejmie w sprawie zaproponowanego przez małżeństwo Karoliny i Tomasza Elbanowskich ogólnopolskiego referendum edukacyjnego „Ratuj maluchy i starsze dzieci też!” będzie miało wyłącznie polityczny, a nie merytoryczny charakter. Jego wynik można było więc z góry przewidzieć, ponieważ koalicja rządowa wciąż jeszcze trzyma się mocno, chociaż musi się solidnie mobilizować w takich sytuacjach.
Mimo iż nie mogło być inaczej, uważam za błąd inicjatorów referendum zaproponowanie aż pięciu pytań, podczas gdy cała dyskusja ogniskowała się wokół jednego: czy sześciolatki powinny rozpoczynać naukę szkolną?
Wystarczy prześledzić tytuły informacji medialnych przed i po sejmowym głosowaniu, aby dojść do błędnego wniosku, że państwu Elbanowskim i ich zwolennikom chodziło wyłącznie o tę sprawę, podczas gdy pytań było więcej i dotyczyły one kilku innych kwestii edukacyjnych, wymagających poważnego namysłu, a skutkujących (gdyby referendum odbyło się oraz poszło po myśli jego pomysłodawców) gruntowną reformą polskiego szkolnictwa.
Przez kilka miesięcy spór dotyczył więc losu sześciolatków, dopiero w ostatnich dniach zaczęto publikować i dyskutować pozostałe pytania referendalne, co znakomicie wykorzystała część niechętnych temu pomysłowi polityków. Stwierdzili oni, że gdyby chodziło o rozstrzygnięcie tego jednego problemu, być może poparliby referendum, ale wobec wywracających do góry nogami cały system edukacji pozostałych pytań zachowują sceptycyzm.
Takimi sformułowaniami wystawiają sobie oni fatalne świadectwo, ponieważ polityk nie może nie znać całości zagadnienia, nad którym się zastanawia i które tak bardzo rozpala emocje społeczne, ale jest jednak faktem, że referendum kojarzone było wyłącznie z sześciolatkami.
Charakterystyczna jest w tym kontekście wypowiedź, jakiej udzielił tuż po przegranym głosowaniu sejmowym lider najbardziej zaangażowanej w popieranie pomysłu państwa Elbanowskich partii - prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński. Zamierza on złożyć w imieniu swego ugrupowania wniosek o referendum, w którym będzie jedno pytanie: o obowiązek szkolny dla sześciolatków.
Jeżeli chce się zasięgać opinii społeczeństwa w ważnych sprawach, nie należy żądać od niego zbyt wiele. Lepiej postawić na jedną, najistotniejszą kwestię i prowadzić kampanię tylko na jej temat. Zresztą samo hasło niedoszłego do skutku referendum brzmiałoby znacznie efektowniej, gdyby odrzucić jego drugą, nieco sztucznie doklejoną część.
Co oczywiście, jak napisałem wyżej, raczej nie wpłynęłoby na wynik głosowania, aczkolwiek przy tak niewielkiej przewadze koalicji rządowej i przy zacieśnieniu tematu mogłoby dojść do niespodzianki.