W Europejskim Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu toczy się rozprawa przeciwko Polsce o bezprawne przetrzymywanie oraz torturowanie na terenie naszego kraju w rzekomych więzieniach CIA oskarżonych o terroryzm Saudyjczyka Al Nasariego i Palestyńczyka Muhammada Husajna. Osób, które mogą jeszcze stanąć przed ETPC, jest zapewne znacznie więcej. Na razie przedstawiciele dwóch skarżących (oni sami są przetrzymywani w amerykańskim więzieniu w Guantanamo) nasz kraj twierdzą, że polskie państwo aktywnie uczestniczyło w pozaprawnych działaniach przeciwko nim, a teraz nie jest w stanie przeprowadzić skutecznego śledztwa. Dlatego sprawa trafiła do Trybunału w Strasburgu.
Reprezentujący Polskę podsekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych ds. prawno-traktatowych Artur Nowak-Far powiedział na pierwszej rozprawie, że na obecnym etapie sprawa rzekomych więzień CIA w Polsce w ogóle nie powinna stawać przed ETPC, ponieważ jest to sprzeczne z zasadą subsydiarności.
Nie wchodząc w skomplikowane kwestie prawne, chcę spojrzeć na tę sprawę z zupełnie innego punktu widzenia.
Przepraszam, że zacznę od banalnego stwierdzenia: polityka i moralność rzadko chadzają ze sobą w parze, chociaż przed każdymi wyborami parlamentarnymi słyszymy od wszystkich startujących w nich kandydatów, że jeśli wygrają, to będą się kierować wyłącznie wysokimi wartościami etycznymi.
Odłóżmy jednak żarty na bok. Polityka to wyjątkowo brudna dziedzina i skuteczność jej uprawiania bardzo często wymaga zamknięcia (lub przynajmniej przymknięcia) oczu na łamanie elementarnych norm moralnych, a także przykazań religijnych. Kto chce dążyć w życiu do najwyższych ideałów, nie powinien raczej brać się za ten ważny dział życia publicznego.
Jedną z fundamentalnych zasad jakie obowiązują w polityce jest bowiem nieprzyznawanie się do popełnienia czynów, które pozostają w sprzeczności z prawem. W tym samym stopniu dotyczy to poszczególnych działaczy, jak całe państwa, zwłaszcza jeśli chodzi o walkę ich władz z ludźmi czy organizacjami nie przestrzegającymi żadnych norm przyjętych w tzw. cywilizowanym świecie.
Mogę być oskarżony o cynizm (zwłaszcza że jestem filozofem), ale uważam, że w sprawie domniemanego więzienia CIA na terytorium Polski nasz rząd powinien "iść w zaparte" i wykorzystywać wszelkie możliwości, jakie daje prawo międzynarodowe, aby wygrać w Strasburgu.
Skoro patrzę jednak na to wyłącznie z politycznego punktu widzenia, domagam się od naszych władz oraz opozycji (ona też przecież kiedyś rządziła i być może jeszcze będzie) solidarnego postępowania, a także wywalczenia maksymalnych korzyści od Amerykanów (oczywiście w niejawnych rozmowach z nimi), bo jeśli coś w ogóle było na rzeczy w Starych Kiejkutach, Polska służyła tylko pomocą logistyczną oraz udostępniła swoje obiekty, a całe odium spada na CIA.
Trudno, szlachetne moralne intencje przegrywają z brutalną polityczną rzeczywistością. Nie oczekuję więc, że przedstawiciel naszego rządu uderzy się w piersi przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka, szczerze wyzna grzechy Rzeczypospolitej, widowiskowo posypie głowę popiołem, wyrazi skruchę i poprosi o sprawiedliwy wyrok. Wręcz przeciwnie, oczekuję od niego zdecydowanej postawy w czysto politycznym sensie.