Jako zakochany w swoim mieście krakowianin i zarazem jako ceniący precyzję sformułowań filozof chcę jeszcze raz przypomnieć, że Prezydent RP Lech Kaczyński i jego małżonka Maria nie spoczywają w krypcie pod wieżą Srebrnych Dzwonów, a na placu ojca generała Adama Studzińskiego przed kościółkiem pw. św. Idziego nie stoi krzyż Katyński.
Prezydencka para spoczywa wiecznym snem w przedsionku wawelskiej krypty, w której znajduje się jedynie trumna Pierwszego Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego i chyba jest już najwyższy czas, żeby nadać temu miejscu jakąś nazwę. 5 lat temu proponowałem trzy najbardziej adekwatne: Prezydencka, Katyńska, Smoleńska. Niestety, nawet krakowscy dziennikarze nadal błędnie mówią i piszą o krypcie pod wieżą Srebrnych Dzwonów, ponieważ określenie przedsionek słusznie uznają za niezbyt fortunne, chociaż merytorycznie jest ono trafne.
W 1990 roku staraniem Zarządu Regionu Małopolska NSZZ "Solidarność" oraz Komitetu Opieki nad Kopcem Józefa Piłsudskiego przy Towarzystwie Miłośników Historii i Zabytków Krakowa postawiony został pod Wawelem Krzyż Narodowej Pamięci obejmujący swoimi ramionami wszystkie ofiary sowieckich katów z okresu II wojny światowej i po niej, co uwidoczniono w postaci miejsc oraz dat na kamieniu przed nim. Poświęcony przez ówczesnego metropolitę krakowskiego, księdza kardynała Franciszka Macharskiego, krzyż stanął w 50. rocznicę zbrodni dokonanej na polskich oficerach przez NKWD skrótowo określanej mianem katyńskiej i właśnie to słowo wyryto na jego poprzednim ramieniu, ale nie nazywa się on Katyński.
Nie wiem, czy moje przypomnienia w tej materii nie są typowym głosem wołającego na puszczy, ale jako piłsudczyk mam w żywej pamięci słowa Komendanta: "jeśli ktoś mówi ci, że nie warto bić głową w mur, to miej go za głupca" oraz mądre przysłowie o kropli drążącej skałę.