Z okazji setnej rocznicy odzyskania przez Polskę suwerennego bytu Ministerstwo Obrony Narodowej opracowało program „Kolumny Niepodległości”, w ramach którego w miejscach szczególnie ważnych dla naszej historii wybudowane zostaną pomniki w takiej właśnie formie.
Rozumiem i doceniam potrzebę uczczenia patriotycznych starań wielu pokoleń Polaków, które zwieńczył dzień zasłużonego triumfu 11 listopada 1918 roku. Warto w niestandardowy sposób oddać im hołd właśnie w 100-lecie powrotu Rzeczypospolitej na mapę Europy przywołując pamięć nie tylko tych najbardziej znanych, ale również pozostających do tej pory w cieniu lub w ogóle nieznanych rodaków rzucających od końca XVIII do początku XX wieku "na stos swój życia los".
Pomysł MON nawiązuje do 1928 roku, kiedy Polska hucznie obchodziła 10-lecie odzyskania niepodległości. Właśnie wtedy powstawały w całym kraju kolumny ze zrzucającym kajdany orłem zrywającym się do lotu. Towarzyszył temu ogromny entuzjazm i nikogo nie trzeba było namawiać do budowania takich znaków pamięci o jednym z najważniejszych wydarzeń w historii Ojczyzny.
Czy uda się wykrzesać podobne uczucia w 2018 roku? Oczywiście przeznaczenie na ten cel 5 milionów złotych z budżetu resortu z pewnością zachęci niektóre samorządy i organizacje do wzniesienia kolumn niepodległości, ale na miejscu ministra Antoniego Macierewicza podkreśliłbym wyraźnie, że nie jest to żaden odgórny nakaz, ale jedynie gotowość sfinansowania przejawów oddolnej inicjatywy. Według opracowanych w MON założeń zwycięzca konkursu na najlepszy projekt otrzyma nagrodę w wysokości 30 tysięcy złotych, a dwaj autorzy wyróżnionych prac po 8,5 tys. zł.
Źle by się jednak stało, gdyby władze samorządowe uznały, że nie wypada odmawiać władzy państwowej i podjęły tę inicjatywę "na siłę". Bez spontaniczności oraz szczerości nie ma bowiem mowy o sukcesie, o czym doskonale wie wybitny instruktor harcerski, współtwórca legendarnej "Gromady Włóczęgów" przy 1 Warszawskiej Drużynie Harcerzy ("Czarnej Jedynce") im. Romualda Traugutta druh Antoni Macierewicz.