Nikt nie zwrócił uwagi na jeden, z pozoru tylko marginalny, a dla mnie bardzo ważny aspekt wyborczego starcia o prezydenturę między głównymi rywalami, czyli Bronisławem Komorowskim a Andrzejem Dudą: na ich harcerską przeszłość.

Dla wielu rodaków spore fragmenty życia, które obaj kandydaci do najwyższego urzędu państwowego poświęcili służbie Bogu, Polsce i bliźnim w znakomitych, kultywujących najlepsze tradycje przedwojennego polskiego skautingu środowiskach mogą być mało istotne, dla kogoś, kto był przez wiele lat instruktorem harcerskim (jak piszący te słowa) jest to bardzo ważna sprawa. Jeżeli ktoś spędził w epoce PRL kilka lub kilkanaście lat wśród przyjaciół w harcerskich mundurach, zdobywając kolejne sprawności i stopnie, pełniąc coraz wyższe funkcje, a szczep, do którego należał umiał zachować mimo nachalnych prób odgórnej, komunistycznej indoktrynacji ideały i wartości z czasów Andrzeja Małkowskiego, Legionów, ochotniczych batalionów z 1920 roku, Szarych Szeregów, powojennego podziemia niepodległościowego, jego charakter był trwale ukształtowany, co pozwalało mu twórczo przenosić skautowe doświadczenia w inne dziedziny społecznej aktywności.

Największe błędy w ocenie peerelowskiego harcerstwa to traktowanie go przez pryzmat przysłowiowych krótkich spodenek (infantylizacja) oraz jako kuźnia młodych kadr dla komunistycznych organizacji. Owszem, bywały środowiska, które nie wychodziły poza etap zabawy, jak również zdarzali się instruktorzy przejęci misją niesienia socjalistycznych ideałów w harcerskie szeregi, ale nie należały do nich te, w których pełnili służbę Komorowski i Duda.

Piszę tak, bo szczep "Żurawie", którego komendantem byłem (z krótką przerwą) w latach 1976-87 blisko współpracował zarówno z 208 Warszawskim Szczepem Drużyn Harcerskich i Zuchowych im. Batalionu "Parasol", jak i z należącymi do Hufca Kraków-Krowodrza "Wichrami". W pierwszym działał Komorowski, w drugim Duda.

Nie pamiętam ich wprawdzie zbyt dokładnie z tamtych czasów (bardziej Komorowskiego, który jest prawie moim rówieśnikiem), ale doskonale poznałem atmosferę, w jakiej obaj zdobywali instruktorskie szlify. Odwiedzałem oba zaprzyjaźnione szczepy na obozach, spotykaliśmy się podczas corocznej akcji "Arsenał", z wieloma kolegami z "Wichrów" zasiadałem w Radzie Hufca, a z "Parasolarzami" zetknąłem się w Kręgach Instruktorów Harcerskich im. Andrzeja Małkowskiego, a później w Ruchu Harcerskim Rzeczypospolitej (m.in. ze wspomnianym w jednym z ostatnich tekstów harcmistrzem Stanisławem Czopowiczem). Podejmowaliśmy wspólnie odważne inicjatywy na pograniczu statutu ZHP, wychowując naszych podopiecznych na dzielnych i prawych obywateli niepodległej Rzeczypospolitej, chociaż wówczas była ona jeszcze w sferze marzeń. Ech, piękne to były czasy.

Nie mam kompetencji, aby oceniać harcerskie oraz instruktorskie kwalifikacje Komorowskiego i Dudy, chodzi mi jedynie o to, że zgodnie z zasadą "czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci" niebagatelne decyzje jakie musieli podejmować w trudnej dla harcerstwa epoce, mając poczucie odpowiedzialności za swoich podwładnych i wychowując ich w duchu tradycyjnych ideałów, z pewnością wywarły istotny wpływ na sposób, w jaki obecnie realizują polityczne zadania, chociaż znaleźli się po dwóch stronach nadal bardzo wysokiej barykady.

Jakikolwiek będzie wynik prezydenckiej kampanii wyborczej jedno jest pewne: głową państwa będzie przez kolejne 5 lat harcerz z porządnego szczepu. Mam też nadzieję, że rywalizacja druhów Komorowskiego i Dudy będzie przebiegała w harcerskiej atmosferze, przypominającej bardziej rycerski pojedynek niż polityczną młóckę.

harcmistrz Jerzy Bukowski

Harcerz Rzeczypospolitej