"Są prawdy, które mędrzec wszystkim ludziom mówi,
Są takie, które szepce swemu narodowi;
Są takie, które zwierza przyjaciołom domu;
Są takie, których odkryć nie może nikomu".
Te słowa Adama Mickiewicza przychodzą mi na myśl, kiedy wsłuchuję się w ostrą dyskusję na temat kontrowersyjnych wypowiedzi profesorów, a zarazem polityków - Małgorzaty Fuszary i Jana Hartmana.
Gdyby wygłosili oni swoje kontrowersyjne tezy o kazirodztwie na seminarium naukowym, nie byłoby z tego powodu żadnego oburzenia, ani nawet problemu. Sale seminaryjne są bowiem właściwymi miejscami do spierania się o sprawy, które przeniesione do dyskursu publicznego, a zwłaszcza politycznego budzą niezdrowe sensacje i skutkują wyrzucaniem z partii bądź pozbawianiem stanowisk w administracji państwowej.
W nauce nie ma tematów, o których nie wolno rozmawiać, nie obowiązują żadne tabu. Jedyną wartością w świecie uniwersyteckim jest prawda, do której należy dążyć, także za cenę dobrowolnego wyzbycia się zaszczytów, sławy, a w skrajnych przypadkach nawet poświęcenia życia. Najlepszą lekcję dał nam w tej materii Sokrates i powinniśmy zawsze o niej pamiętać. Ateński mędrzec publicznie głosił na agorze bardzo niepopularne na owe czasy tezy (także na tematy polityczne), ale nigdy nie wyszedł z pełnionych po mistrzowsku ról wychowawcy, nauczyciela, moralisty (nie mylić z moralizatorem).
Także o kazirodztwie można i należy dyskutować, ale nie wolno robić z tego tematu czegoś na kształt windy, która ma ponownie wynieść sprowadzonego - głównie z własnej winy - do parteru polityka na wysokie piętra życia publicznego. Może się ona bowiem łatwo zerwać z lin i spaść do piwnicy, grzebiąc w niej wszelkie nadzieje na powrót do politycznych salonów.