Polskie Stronnictwo Ludowe staje przed ogromnym wyzwaniem, jakim jest decyzja o budowaniu własnego bloku politycznego na jesienne wybory parlamentarne bądź o przyłączeniu się do koalicji konstruowanej przez Grzegorza Schetynę o jawnie liberalnym i antykatolickim charakterze.
Wprawdzie chętnie przyznające się po 1989 roku do przedwojennych i mikołajczykowskich tradycji PSL nie widziało nic zdrożnego w kilkakrotnym współrządzeniu z postkomunistami, czyli z ideowymi spadkobiercami ludzi, którzy prześladowali i represjonowali ich poprzedników w latach 40. ubiegłego wieku, ale tym razem doszło dodatkowe wyzwanie o aksjologicznym charakterze.
W koalicji, którą chce utworzyć (a raczej odtworzyć tę z wyborów do Parlamentu Europejskiego) Schetyna znajdzie się bowiem nie tylko SLD, ale także ugrupowania o programie jawnie sprzecznym z głoszonym przez ludowców. Platforma Obywatelska wyraźnie skręca w lewo nie tylko politycznie, ale również ideowo i obyczajowo (np. zgoda na związki partnerskie i zapłodnienie metodą in vitro), Władysław Kosiniak-Kamysz dobrze zapamiętał zaś ostrą krytykę, jaka spotkała go w partyjnych dołach za połączenie się z formacjami całkiem mu obcymi i nie chce, aby członków Stronnictwa określano mianem tęczowych gumofilców, a księża nie godzili się na udział sztandarów PSL w kościelnych procesjach.
Czasu do wyborów coraz mniej, ta strategiczna decyzja musi więc zapaść jak najszybciej.