Ministerstwo Zdrowia przy pełnym poparciu Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych postanowiło dokonać rewolucji na rynku mocnych trunków. Jak poinformowała Wirtualna Polska, planowany jest zakaz produkcji i sprzedaży tzw. małpek, czyli małych (50 i 100 mililitrów) opakowań mocnego alkoholu oraz znaczne podwyżki cen wódki w większych objętościach.
Jak zwykle w takich przypadkach bywa, pojawiły się przeciwstawne opinie na temat tej propozycji. Jedni uważają, że likwidacja małpek (przez niektórych zwanych szczeniaczkami) jest zgodna z zasadą "od rzemyczka do koniczka", wedle której najłatwiej popaść w alkoholizm rozpoczynając picie go właśnie w małych buteleczkach. Są one poręczne, nietrudno je schować w kieszeni marynarki lub płaszcza tudzież w damskiej torebce, a w dodatku nie powodują u pijącego wyrzutów sumienia, bo przecież od takiej ilości nic złego się nie stanie.
Drudzy twierdzą, że skoro zabraknie małpek, to ten, kto ma ochotę na pięćdziesiątkę tudzież setkę, będzie musiał nabyć od razu minimum dwusetkę (ćwiartki już dawno wycofano zgodnie z dyrektywami Unii Europejskiej), a to już spora dawka, nie wspominając o większych objętościach. Nie każdy ma zaś wolę silną na tyle, żeby pozostawić otwartą flaszkę w barku, bo skoro już się ją rozpoczęło, to trzeba wypić do dna.
Jeżeli nie będzie małpek, a pół litra najtańszej czystej poszybuje do poziomu 40 lub więcej złotych (czyli podrożeje prawie dwukrotnie), wypijający 3.2 litra mocnego alkoholu rocznie statystyczny Polak może sięgnąć po bimber, po spirytus niewiadomego pochodzenia kupowany pokątnie na bazarach, po różne "wynalazki", od których można się poważnie rozchorować, a nawet stracić życie.
Kiedy w górę idą ceny wódki, drożeją też zazwyczaj piwo i wino, które są ostatnio coraz popularniejsze w naszym kraju. Każda podwyżka mocnych trunków pociąga więc za sobą wiele poważnych konsekwencji i dlatego władze państwowe oraz instytucje zwalczające alkoholizm zawsze powinny dobrze się zastanowić proponując ją społeczeństwu, skrzętnie wcześniej rozważywszy wszystkie argumenty "za" i "przeciw". Łatwo jest bowiem - by odwołać się do innego starego powiedzenia - wpaść z deszczu pod rynnę.