Ilekroć zbliża się rocznica wiekopomnego zwycięstwa Wojska Polskiego pod dowództwem Józefa Piłsudskiego nad Armią Czerwoną w 1920 roku, tylekroć ogarnia mnie zdumienie nie tylko z powodu strategicznego kunsztu Komendanta, w który nikt rozsądny nie wątpi, ale przede wszystkim z uwagi na znakomitą organizację (dzisiaj używa się raczej słowa: logistykę) działań wojennych po naszej stronie.
Wojsko Polskie istniało przecież w nowym kształcie dopiero od niecałych dwóch lat. W czasie I wojny światowej nasi żołnierze i oficerowie lojalnie bili się - za wyjątkiem garstki legionistów - w szeregach armii trzech państw zaborczych. I chociaż łączyły ich patriotyzm, język, tradycje, kultura, to dzieliły różnice w sposobie militarnego myślenia wpajane im latami przez rosyjskich, niemieckich oraz austro-węgierskich sztabowców.
Oczywiście, każda struktura hierarchiczna ma to do siebie, że szybko wdraża wszelkie regulaminy, ale zorganizowanie potężnej armii w ciągu kilkunastu miesięcy i wykonanie z nią wspaniałego manewru znad Wieprza musi budzić podziw, zwłaszcza że wcześniej cofaliśmy się przecież dosyć długo przed napierającymi bolszewikami i nie zawsze był to "odwrót na z góry ustalone pozycje", nie brakowało paniki, a nawet defetyzmu.
W takich warunkach mogą się załamać najbardziej doświadczeni generałowie i oficerowie, nie mówiąc o podoficerach oraz szeregowych. A jednak wystarczyło kilkanaście dni, by z pozoru pobitą i zdemoralizowaną armię przemienić w karne wojsko zdolne do operacji na napoleońską miarę.
W tym wielkim wysiłku ogromną rolę odegrali też cywile, o czym często się zapomina. To oni organizowali pracę na zapleczu frontu, dostarczali ochotników, materiałów, pieniędzy, a także otuchy. Zupełnie inaczej walczy bowiem żołnierz czujący poparcie swojego narodu, a inaczej najemnik czy kondotier.
Na bitwę warszawską patrzymy głównie z czysto wojskowej perspektywy, podziwiając mistrzowską i ryzykowną operację Naczelnego Wodza, do której z rezerwą (delikatnie mówiąc) odnosili się francuscy i angielscy doradcy, a także część wychowanych w byłych zaborczych armiach generałów; w ich głowach nie mieściło się, że w tak trudnej sytuacji można zrealizować tak trudny manewr.
Nie wolno nam zapomnieć o tym, że Wojsko Polskie miało za sobą w 1920 roku gotowe do wielkich poświęceń i zwarte społeczeństwo. Gdyby nie jego wsparcie, manewr znad Wieprza raczej by się nie powiódł, chociaż wojna była jeszcze wówczas sprawą wojskowych, a nie cywilów. Bez wspaniałego cywilnego zaplecza Piłsudski nie zdołałby jednak pobić bolszewików i uratować Europy przed komunistyczna ofensywą na prawie 20 lat.