W sobotę przegraliśmy w meczu o 3 punkty, w środe gramy "o wszystko". Nie możemy sobie pozwolić na kolejny wypadek przy pracy. Dlatego apeluję do władz piłkarskich kraju nad Wisłą, by w meczu przeciwko amatorom z San Marino zamiast dotychczasowych reprezentantów wystawiły "ekipę Tuska".
Dla nikogo nie jest tajemnicą, że piłka nożna to główna, a przynajmniej jedyna powszechnie znana dziedzina, na której Premier na pewno się zna. Zapał członków jego ekipy, by trenować regularnie bez względu na pogodę i okoliczności (czytaj głosowania) daje gwarancję, że do spotkania, choć "z marszu", przystąpiliby w pełni formy. O wpadce takiej, jak z Irlandią (Płn.) nie byłoby już mowy. Grający trener (i kapitan drużyny w jednym) zadbałby o to, by nikt z zawodników nie kopał na własną rękę. Nie byłoby żadnych niespodziewanych wrzutek na własne pole karne, gra toczyłaby się przy jak najszerszym udziale lewego i prawego skrzydła a lider podawałby piłki celnie i tylko do zawodników swojej drużyny. Spektakularne zwycięstwo polskiego rządu nad "kelnerami" z Półwyspu Apenińskiego byłoby najlepszym dowodem na to, że Premier rzeczywiście chce dać Narodowi cuda, które obiecał.
A gdyby jakimś przedziwnym zrządzeniem losu okazało się, że "ekipa Tuska" nie prezentuje obiecanej formy, nie wykazuje się zapowiadanymi wariantami taktycznymi, a nawet nie ma pomysłów na stałe fragmenty gry, kibice i tak nie mogliby się długo gniewać. W końcu wszyscy wiedzą, że lepszej "ekipy" nie mamy i przecież nie chcemy powrotu Borubara.