Jeżeli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze - zwykliśmy mawiać. I na pierwszy rzut oka można sądzić, że właśnie o pieniądze chodzi w przypadku decyzji Telewizji Polskiej o zakupieniu i emisji niemieckiego serialu "Nasze matki, nasi ojcowie". Serial, który w zgodnej opinii tych, którzy go widzieli, w kłamliwy sposób przypisuje żołnierzom AK brutalny antysemityzm, jest przecież na tyle głośny, że widzowie go obejrzą. A że kłamie, to co z tego. Liczy się czysty zysk.
Nie wiem, czy rzeczywiście taki właśnie cel przyświecał kierownictwu TVP. Pomysł opowiadania o naszej historii scenariuszami naszych wschodnich czy zachodnich sąsiadów "sprawdził" się już w przypadku rosyjskiego serialu o Annie German. Choć padały tam dziwaczne zdania o tym, że PRL jest krajem wolnym, publiczność "waliła" drzwiami i oknami. Cóż, może chodziło nie tylko o zysk, ale i o to, by Polskę Ludową pokazać w taki właśnie sposób? Części widzów przecież taki obraz mógł się utrwalić.
O ile jednak kiepski rosyjski serial o genialnej pieśniarce to wydarzenie o znaczeniu lokalnym, produkcja ZDF (podobno również kiepska) może nam przynieść straty daleko poważniejsze. W kolejnych krajach, które serial zakupią, pojawi się oczywiście wątek polskiego oburzenia, kontrowersji związanych z pokazanym tam polskim antysemityzmem. Widzowie jednak dowiedzą się natychmiast, że serial pokazała też polska telewizja publiczna. I wiecie co? To będzie miało dla nich znaczenie rozstrzygające. To uwiarygodni ten film. TVP swoją idiotyczną decyzją stawia pieczęć pod tym, co tam zostało pokazane. Pod tym, jak zostali tam pokazani nasi ojcowie i nasze matki. Także pod decyzją scenarzysty, by serial rozpocząć w chwili ataku Niemiec na ZSRR, choć wojna przecież toczyła się już wcześniej.
Nasza pamięć to instrument bardzo delikatny, coś takiego jak pamięć narodu, to instrument delikatny do kwadratu. Mimo że żyjemy w czasach niemal powszechnego dostępu do informacji, co rusz to przekonujemy się, w jaki sposób manipulując pamięcią, można zmieniać opinie, sympatie, decyzje polityczne. TVP wybrała w tej sprawie osobliwy sposób strzelania w stopę nam wszystkim.
Wrażenie, że nawet jeśli inni coś pamiętają nie tak, jak było, my sami z pewnością nie dajemy się swojej pamięci oszukać, jest czystym złudzeniem. Nie po raz pierwszy potwierdzają to badania naukowe. Psycholodzy z Iowa State University pokazali ostatnio, jak można zmieniać pamięć uczestników eksperymentu, "podpowiadając" im przy okazji odtwarzania wspomnień inne, odbiegające od rzeczywistości szczegóły tego, co sobie przypominają.
Eksperyment, opisany na łamach czasopisma "Proceedings of the National Academy of Sciences" przypadkowo także dotyczył serialu telewizyjnego, ale nie mam wątpliwości, że wynikające z niego wnioski można rozszerzyć na pozaserialową rzeczywistość. Uczestnikom badania najpierw pokazywano jeden z odcinków popularnego serialu "24". Potem testowano, co udało im się z tego odcinka zapamiętać. W kolejnym etapie eksperymentu prezentowano im dźwiękowe streszczenie odcinka, w którym niektóre szczegóły były odmienne od rzeczywistości. Kolejne testy pokazały, że osoby, które w pierwszym teście zwróciły uwagę na te właśnie szczegóły, które w późniejszej wersji audio zostały zmienione, miały potem kłopot, by przypomnieć sobie, co tak naprawdę widziały.
Zdaniem psychologów z Iowa State University manipulacji pamięcią można dokonać w ciągu zaledwie kilku godzin od chwili, gdy przywołujemy wspomnienia. Taki zabieg znacząco zwiększa szanse, że przy kolejnym wspominaniu tego samego wydarzenia, "zapamiętane" przez nas szczegóły będą różnić się od oryginalnych.
Ktoś może powiedzieć, że naukowcy opisują tylko coś, co w życiu publicznym stosowane jest od zawsze. Absolutnie się z tym zgadzam. Mam tylko wrażenie, że jako obiekty takiej, czy innej manipulacji pamięcią wciąż zbyt mało zdajemy sobie z tego sprawę. W Polsce wojna o pamięć po 1989 roku właściwie nigdy nie ustała. Wybielanie PRL-u, czy stanu wojennego, budowanie pamięci "współodpowiedzialności" za zbrodnie II Wojny Światowej, to tylko różne jej przejawy. Owszem, chodzi w nich o pieniądze. Ale nie tylko.